czwartek, 25 listopada 2010

Zimowa melancholia

Jesienne i zimowe szarugi zawsze przyprawiają mnie o stany depresyjne. Bez czekolady (lepiej smakuje niż magnez w tabletkach tylko kilogramów przysparza), kocyka i ognia w kominku ani rusz. Siedząc w ciepłym domku staram się wtedy wyszukiwać dobre strony obecnego stanu pogody i dziękuję za to że mam mój wymarzony kominek.
W takich okolicznościach zawsze wracam pamięcią do czasów kiedy mały domek z gankiem wspartym na kolumnach był tylko w sferze marzeń; że o własnym ogródku już nie wspomnę... I nagle parę lat temu przyszło olśnienie: ..inni też nie mają ogromnych pieniędzy a budują! Od czego są banki. Najpierw pojawił się kawałek własnej ziemi, radość była ogromna bo jak uczył mnie mój Dziadek, ziemia to po ludzkim życiu największa wartość. Ale 1000 metrowa działka była w strasznym stanie, zarośnięta tak, że bez maczety nie dało się przedrzeć na jej drugi koniec. Po 2 latach dojrzeliśmy do decyzji: BUDUJEMY.  21 sierpnia 2007 robotnicy wykopali dziurę w ziemi!!! Teraz nie było już odwrotu. I dzięki temu od listopada 2008 mogę grzać się przy kominku. Marzenia się spełniają, trzeba im tylko trochę dopomóc. To co się działo w miedzy czasie wolę pominąć milczeniem…. Zarządzanie własną budową to wielka sztuka, nas  uratowało to że miałam wspaniałą ekipę. Wielkie podziękowania dla Pana Franka!
Plac budowy w 2009 roku, już po przeprowadzce wyglądał tak:

Dom po skończeniu prac 2009

Teraz od 2 lat jestem na etapie ciągłego urządzania, ściągam do domu stare meble, rozpadające się komody, szlifuje, maluje sklejam i cieszę się z efektów jak dziecko. Inspiruje mnie wszystko co ma jakąś przeszłość, duszę,  tajemnicę. Jak w jakimś składzie staroci zobaczę fotel, metalowy zardzewiały kinkiet albo ramę od obrazu i wrzeszczę „jakie to piękne” to mój mąż stuka się w głowę ale zazwyczaj pakuje to potem do bagażnika samochodu. Inna rzecz to brak czasu, który powoduje że kolejne „zdobycze” czekają na renowację miesiącami.                          
Jestem uzależniona od czasopism wnętrzarskich, zwłaszcza od Werandy Country. Często pod wpływem jakiegoś zdjęcia tam zamieszczonego wpadam na pomysł kolejnej przeróbki.
Jedynym ograniczeniem w tym „szaleństwie” urządzania domu jest chroniczny brak czasu, praca zawodowa pochłania mi 11 godzin z codziennego dnia. A robótki pozostają tylko weekendy i urlop. Ostatnio zrobiłam listę prac do wykonania: najpilniejsze sprawy to aranżacja klatki schodowej, która od przeprowadzki czeka na swoją kolej, potem wykonanie reszty lawendowych dodatków do łazienki, tapicerowanie krzeseł w jadalni, uszycie poduch i zasłon do salonu… okazało się, że lista liczy sobie ponad 20 pozycji. Mam co robić w długie zimowe wieczory. Siedzenie bezczynne przy kominku chyba odpada.
Poniżej fotki przerobionych mebli z sypialni. Fotel przyjechał z Bydgoszczy, ktoś go chciał wyrzucić na śmietnik, uszyłam nowa tapicerkę. Pokrowiec jest zdejmowany.
Szafa ukrywa telewizor, była w kolorze dębu - trochę akrylowej kremowej farby i pasuje do reszty. 
Poduszki są dowodem na moja poduszkową manię na każdym fotelu, kanapie, łóżku musi być kilka.

2 komentarze :

  1. podoba mi się Twoja historia, od marzeń do ich realizacji.. Ja jeszcze kilka lat napewno pomarzę, fakt, ziemia już jest, ale na odludziu, co ma ogrom plusów ale i minusy... Proszę, pokaż jeszcze więcej zdjęć z Twojego przytulnego domu..zauwazyłam w nim sporo ciekawych aranżacji i ciekawa jestem co dalej:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny jest Twój świat, i marzenie się spełniło :). Gratuluję i czkam na więcej - chociaż sobie popatrzę!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za wizytę u mnie i komentarz :)