piątek, 29 marca 2013

Życzenia i ostatnie odsłony pisanek oraz innych dekoracji

Najpierw życzenia :)
Choć nie będzie wymarzonej pogody, to jednak tylko od nas zależy czy będą ciepłe i pogodne.
Bądźmy dla siebie mili, dzielmy się uśmiechem i miłością.
Życzę Wam wszystkim, 
moi Drodzy Goście Radosnych Świąt, 
odpoczynku i wytchnienia od codzienności w rodzinnym gronie.

A teraz ostatnie pisanki i inne dekoracje. Wiekszość będzie prezentami od zająca :)a  trochę zostanie w naszym domu.  W tym roku było wyjątkowo mało czasu na ich wykonanie. Ale ten brak kolorów za oknem mnie motywował :)
Pisanki gęsie oraz  jaja styropianiwe 12 i 14 cm.
Duże 20 centymetrowe serca, ze specjalnie zamówioną grafika i kolorami:) Powstało aż cztery.
Drewniane jajka - zawieszki. Motyw ludowej wycinanki ale kolorystyka dość nietypowa :)
Zdjęcia zrobiłam przed wykończeniem całości  różowo - malinowymi wstążkami. Tworzą fajny kontrast. Są już w nowym domu i mam nadzieję, że ozdobią go na Święta.

A dla siebie zrobiłam przesłodzone zajace :) a co mam dość bieli!

A tak wyglada dziś mój dom,  od kilku godzin. Wracając z pracy zastałam taki oto obrazek. Czy to aby napewno Wielkanoc?!
i nawet moje zwierzaki nie maja ochoty na spacer...



Pozdrawiam wszystkich świątecznie i ciepło.
Na pohybel zimie!!!



sobota, 23 marca 2013

Trochę komentarza i obiecane dekoracje

Witajcie Drodzy Goście,
Poprzednim postem wywołałam sporą dyskusję i bardzo się cieszę, bo sama  musiałam też zweryfikować swoje podejście. Lubie róznorodność we wszystkim. Dlatego po uważnym przeczytaniu Waszych komentarzy muszę przyznać, że to dobrze, że są różne blogi o tematyce wnetrzarskiej czy z szeroko rozumianym rękodziełem i pasją urządzania własnych czterech kątów. Dałyście mi do myślenia... Oprócz powyższego podobały mi się inne argumenty: że pisząc bloga zapraszam Was do swojego świata i ode mnie zależy czy pokażę mały udekorowany fragment czy większą część z prywatnością, uczuciami i życiem po prostu. Przemawia do mnie też argument, że tak naprawde lubimy oglądac piękne rzeczy i poprawiają nam humor a same pokazując zaaranzowana część naszych wnętrz, pokazujemy tak jak byśmy chciały żeby wyglądała. A poniewaz wiem, że Wy wiecie że na zdjęciach jest tylko ten śliczny, uładzony fragmencik, będe je spokojnie pokazywac nadal. Ale postaram sie, aby mój blog był prawdziwy i mówił o tym co mi w duszy gra... To tyle.

A teraz będzie duuuużo zdjęć...

Powyżej moja  pierwsza pisanka gęsia, o której pisałam wcześniej. Po skończeniu wypadła mi z rąk na posadzką podczas wiazania  wstążki. Tak się wściekłam, że chciałam ja wyrzucić ale mój M mi zabronił Trochę ja podprostowalismy i też można jej było użyć do dekoracji :)
A teraz do rzeczy.
Niedawno obiecałam Wam, pomysły na dekoracje z wyszperanych z szuflad dodatków, które zbieram latami, czasem kupuje w skepikach "po 5 zł". Część to wykonane przeze mnie w poprzednich latach pisanki albo otrzymane od koleżanek "z sieci" wytwory ich rąk.
A więc „Tfurczej” zabawy z dekoracjami ciąg dalszy.
Czasu i kasy mało więc musiałam sobie jakoś radzić z tym co mam.
Ponieważ większość uzbieranych materiałów dekoracyjnych okazała się być w kolorach żółtych,  zielonych i różowych, więc dodałam trochę bieli i mamy takie oto przesłodzone kompozycje. A co tam! Do przygotowania dekoracji wiosennych lubię używać sianka sizalowego i rafii, są dobrym tłem, a przy tym niedrogim materiałem. Ja kupuje je na allegro w artykułach dla florystów. Jako podstawka przydają sie kosze wiklinowe, szklane misy, paterki, co kto ma. Może być nawet zwykły talerz. Przydadzą sie też świece, kwiaty sztuczne lub prawdziwe, może być bukszpan. Co Wam  wpadnie w ręce.. 
Dekoracja żółta - szklana misa na nóżce, jajo z ręcznie dzierganą wstążką od Halszki z bloga Bukowy Las, plastikowe jajka oderwane od starej dekoracji sprzed lat i ceramiczne zajączki, które pamietają jeszcze stare mieszkanie :) W takie gniazdko z rafi mżecie włożyć np. prawdziwe jajka, ufarbowane, gałązki bukszpanu, jakąś kurkę szydełkową. jest naprawdę wiele możliwości.

Zbiory różności, pogrupowane w zestawy kolorystyczne, zanim sie zdecydowałam, które do czego wybrać. Część wykorzystanych zielonych elementów pokażę w następnym poście, jak jutro skończę i zawieszę wianek nad stołem.
 Do małych dekoracji ze świecami użłam tylko sizalowego sianka, ceramicznego ptaszka i styropianowych miniaturowych jajek. Jajeczka kupiłam w poprzednim roku na allegro, jest bardzo duży wybór i kolorowych i naturalnych, nakrapianych. Kosztują zaledwie pare złotych. Ja wybieram u jednego sprzedawcy  kwiatki, jajka, sizal i wtedy jest to kilkanaście złotych z przesyłką.















I jeszcze moje propozycje świątecznego nakrycia stołu. Zdecydowałam sie na pastele, bo z bielą wyglądają świeżo. Poza tym w ubiegłych latach królował kolor zielony i żółty.
Wprawdzie śniadanko świąteczne jemy poza domem ale w Wielkanocny Poniedziałek chciała bym wykorzystać któryś  z  pomysłów.
Jedyny nowy nabytek z tej zbieraniny,  to kubki w różyczki,  które udało mi się kilka dni temu  upolować na wyprzedaży za 6 zł szt. Bazą jest szydełkowa serwetka ( a w Święta bedzie mój ukochany szydełkowy  obrus), do tego ceramika w kolorze ecri z przecieranymi, postarzanymi brzegami. Kieliszki do jajek ceramiczne zielone lub drewniane zdobione decu, które wykonałam w ubiegłym roku.
po paru próbach wyszły 4 nakrycia, choć bardzo podobne do siebie to jednak różne. Nie maiłam jak pokazac Wam całego stołu, bo czasu nie starczyło mi na nakrycie całości.
 Różowe
z zielenią - tu barkuje mi podkładki pod tależ w zieleni, całośc była by żywsza.

 zielono rózowe
miętowe, a w tym zestawie niestety nie maiłam wiecej miętowych dodatków. Przydała by się serwetka w takim kolorze lub fikizanka.

...i pokazałam pare zaaranżowanych zdjęć. Mam nadzieję, że po przeszukaniu szafek i szuflad tez znajdziecie trochę różności do dekoracji i wspólnie przegonimy zime kolorami.
To tyle moich przemysleń o wielkanocnym stole, poukładanych na prędce, bo wokół trwa rozgardiasz weekendowego sprzatania, które zrzuciłam na męża i syna. Musiałam, bo sama wracam do szycia. Tak, tak.. jeszcze nie skończyłam a na poniedziałek sukienki na krzesła muszą byc gotowe. Ich włascicielka ladza dzien urodzi dzieciątko i bedzie miała sporo zamieszania na Święta. To chociaż ucieszy sie z nowej aranżacji jadalni :)
Ewa





środa, 20 marca 2013

"prawdziwe kłamstwa" czyli co mi chodzi po głowie...



Witam wszystkich stałych i nowych gości!
Co mi „chodzi po głowie”? A no co jakiś czas zastanawiam się ile jest prawdy w naszym blogowaniu. Zaglądanie na ciekawe blogi towarzyszy mi zawsze  przy piciu kawy lub chwilce oddechu od codziennych zajęć.  Z rzadka oglądam telewizję, bo interesujących  programów jak na lekarstwo a co włączę  telewizor  to atakuje mnie albo reklama albo złe  wiadomości. Lubię czytać o nowych pomysłach na wnętrza, szukać  inspiracji  lub czytać o ważnych dla kobiet, codziennych sprawach.
W ogromnej grupie podczytywanych blogów są  blogi wnętrzarskie i blogi z rękodziełem i  blogi o życiu - po prostu, ale prowadząc swojego  bloga coraz częściej zastanawiam się nad  formułą…
Czy ma być tylko prezentacją moich prac i dekoracji domowo – ogrodowych, jak dużo ma w nim być mojej prywatności, czy może powinien być jakiś  podział na rękodzieło, dom i ogród, posty o życiu codziennym , rozterkach itp.
Wreszcie czy powinnam pokazywać tylko te najładniejsze zdjęcia, które są malutkim wycinkiem całości  i  kreują nieprawdziwą rzeczywistość.  Dlaczego się zastanawiam??? Takie myśli towarzyszą mi, kiedy trafiam na blogi pokazujące piękne metamorfozy wnętrz, udekorowane świątecznie, czyściutkie kuchnie, pokoje z białymi kanapami i meblami, bez śladu kurzu, plamek i zagnieceń. I wtedy zdarza się, że myślę… o kurczę -  jestem kiepską gospodynią, nie radzę sobie, na blacie stoją naczynia czekające na zmywanie, psy właśnie zadeptały podłogę, okna nie umyte, roleta krzywo podciągnięta, ktoś rachunki i korespondencję rzucił na barek a nie w miejsce do tego przeznaczone itp. – nie jest dobrze i łapię się za robotę;  mimo braku sił po 12 godzinach w pracy,  w drodze do i z pracy.  Z poczuciem spełnionego obowiązku kończę powierzchowne sprzątanie o 23 a potem wstaję 5.30:  poranne zamieszanie, karmienie futrzaków, kawa i biegnę do pociągu… A w weekend generalne porządki!
Na blogach pokazujemy tylko kawałek, śliczny kawałek dopiero co wysprzątanej kuchni, po nowej aranżacji, kąciki domowe  które błyszczą.  Są śliczne, zaplanowane i udekorowane z inwencję, są dla nas oglądających  inspiracją i motorem do działania, tworzenia… ale. . Ale wiecie co?  Brakuje mi w wielu blogach naszej prawdziwej codzienności, która z pewnością nie jest tak idealna jak na zdjęciach. Czasami na blacie leżą naczynia nie włożone do zmywarki, czasami poduszki na kanapie są porozrzucane, lub tak jak np. u mnie leży narzuta chroniąca kanapę przed brudnymi  łapkami dwóch ogromnych psów.
Dlatego czasem odpuszczam oglądanie nieskazitelnych zdjęć ,  pięknych wnętrz. Wolę wtedy zobaczyć co słychać u Moniki  z bloga „Powrót  do tradycji  z kozami w tle” albo poczytać wzruszające, ciepłe teksty Kajki o jej synku.  Zaglądam co słychać w Kurnej Chacie, na budowie u Beaty albo w BELGOWIE. 
Szukam wtedy potwierdzenia, że inne kobiety pracujące zawodowo też nie są robotami, pucującymi bez przerwy swoje cztery katy, doskonale zorganizowanymi matkami i żonami, perfekcyjnymi paniami domu. 
Są wspaniałymi kobietami, które jak ja mają chwile słabości, czasami mają dosyć i uczą się odpuszczać rzeczy ważne dla tych ważniejszych.
Czy zmienię coś na swoim blogu? Chyba tak, ........chciała bym odważyć się i pokazać tę brzydką część mojego ogrodu, czekającą na zaplanowane prace, tę brzydszą część nie urządzonego domu, choćby gabinetu  czy nie wykończonego tarasu... aby pokazać zwyczajnym-niezwyczajnym "kobitom"  że  nie są jedyne, że inne tez tak mają. Ze zanim coś stanie się piękne , wymaga zmian, dużo pracy a często też nakładów finansowych. A z tym wiadomo jak jest. Potrzeba czasu albo wygranej w TOTKA!

Dziewczyny! jeśli nie zdążycie wysprzątać na błysk domu przed Świętami, jeśli pogoda nie pozwoliła wypucować okien, jeśli nie macie sił i czasu na wszystko, co jak Wam się wydaje POWINNYŚCIE zrobić... to trudno! Czasami tak jest i trzeba odpuścić. 
Bo może tylko my same widzimy smugę na oknie, albo pyłek kurzu, bo może chcemy aby było tak jak na zdjęciach w kolorowych magazynach lub na pięknych zdjęciach z blogów.

Uff... wyrzuciłam te myśli z mojej głowy, ciekawe co Wy o tym wszystkim sądzicie?


wtorek, 19 marca 2013

za oknem zima ale przeciez już pora na wiosenne dekoracje!!!


Za oknem zima a w nas coraz większa tęsknota za zielenią, za kwiatami, kolorami i ciepłem słońca. Pomyślałam, że przygotuję dla Was parę pomysłów na wiosenne i wielkanocne dekoracje, z tego co miałam pod ręką. Dziś tylko krótki wstęp a CDN...
Z nowych dekoracji zrobiłam sobie pisankę gęsią, drewniana kurę i duże  jajo styropianowe. Wszystko ozdobiłam różyczkami i miętowym kolorem. Wyszło trochę w stylu Green Gate???? chyba...
Te ozdoby trafią do kuchni. Poniżej mała zajawka...



Powyciągałam więc ze wszystkich pudeł i szufladek różności i przymierzam się do twórczego wykorzystania "zapasów".
...stary wiklinowy wianek, przetarty  z lekka białą farbą;  kwiat jabłoni z jedwabiu, zeszłoroczne drewniane pisanki z różami, plastikowe i materiałowe jajka zakupione w zeszłym roku na jakiejś aukcji za grosze…. Drugi wianek styropianowy oklejony mchem, trochę rafii w naturalnym kolorze, kula z motylami, w szydełkowym ubranku i takie samo jajo (brak na zdjęciu)   które otrzymałam na poprzednie Święta od Halszki i nadal bardzo mi się podobają. Zebrałam wszystko na stole i postanowiłam z tego co uzbierałam zrobić jakieś dekoracje.Ale jeszcze nie jestem gotowa z dokumentacją zdjęciową :) wiec o tym będzie w następnym poście.
Takie oto początki przygotowań do wiosny, której NIE MA!!! A ja się nastrajam psychicznie do przeżycia Świąt, pierwszych Świąt bez Taty. Chcę aby były pogodne i wiosennie, kwiatowo kolorowe. Tato tak kochał kwiaty i nie chciał by żebyśmy byli smutni.....więc się postaram.

A teraz  wracam walczyć z maszyną, może pozszywam koleją rzecz bez wielokrotnego zerwania nitki…. buuu...już nie mogę doczekać się nowej maszyny.

 trochę wirtualnego ciepełko posyłam bo na prawdziwe musimy poczekać
Ewa

sobota, 9 marca 2013

Atak KLONA ! ponowny



No właśnie klon znów przy atakował, zima też. I jak tu być optymistą. O moim gorszym, złośliwym KLONIE było już parę postów wcześniej. Teraz KLON zgadał się ze złośliwym śniegiem, który zasypał nas na 20 cm a do tego jeszcze z przedmiotami martwymi i wirusami się skumał! Ale po kolei.
Wczorajszy powrót z pracy, z piękną perspektywą weekendu zepsuła mi śnieżna zamieć. Przewiało mnie na wskroś i dziś gardło już boli, może to jakoś zatrzymam w zarodku i choroby nie będzie. Humor trochę mi  poprawiły piękne żółte tulipany i pudełko „Ptasiego mleczka” od męża. Dałam radę połowie pudełka w ciągu kilkunastu minut! Stres został przy atakowany cukrem!

Już ponad tydzień temu plany prac robótkowych  miałam bardzo obszerne, podjęłam się uszycia sporej ilości  sukienek na krzesła, dość dawno temu. Problem w tym, ze teraz się boje niedotrzymania terminu… bo niestety wcześniej z oczywistych powodów nie mogłam się wziąć za szycie, potem wyjechałam do mamy bo nie mogłam zostawić jej samej przez pierwszy miesiąc po śmierci taty. Do tego obiecałam tez uszyć dla Kajki parę rzeczy i nie dotrzymałam słowa na razie. Kiepsko się z tym wszystkim czuję, bo wszystko przez ostatnie 6 miesięcy było nie tak. Sporo rzeczy zawaliłam. A mnie na koniec zawalił się świat…
Więc walczę z tym KLONEM, tydzień temu, przegoniłam go, bo  mnie zniechęcał do wszystkiego  i z zapałem wzięłam się do pracy. A tu klops, maszyna „ma deda”, zdechła, znów czyszczenie, smarowanie rozkręcanie ale chyba skończy się na reanimacji u mechanika. Na nową maszynę muszę poczekać do maja. Oj !  piękna będzie, elektroniczna, z haftami…. Rozmarzyłam się… tymczasem „rzeźbię” na rwącej nitki maszynie a w poniedziałek chyba się poddam i zawiozę ją do naprawy.
Jak w tygodniu miałam po pracy nawet tylko kilkanaście minut, to już do szycia raczej nie dało się usiąść,  zamykałam się w gabinecie i jaja sobie robiłam.
I znów KLON dał znać o sobie, skończyłam swoją pierwszą gęsią pisankę Decu , wylakierowałam, ozdobiłam wstążeczkami. I już, już miałam pokazać mężowi skończone dzieło, tylko tasiemkę przycinałam i  Ups… runęła mi z rąk prosto na terakotową posadzkę!
Normalnie łzy mi ze złości popłynęły… mąż obiecał ją podreperować i może górna część będzie wystawała ze świątecznej dekoracji, bo dolna popękała.
Z tej złości  poniosło mnie trochę i  w tygodniu zrobiłam trzy kolejne pisanki gęsie, komplecik z konturówkowymi dekoracjami i patyną. Takie „retro”  w moim wykonaniu.
 I jeszcze  jaja styropianowe zmalowałam wieczorami. Żeby nie myśleć i się nie smucić, choć na chwilkę zajęłam  tym ręce i głowę. Tło jest domalowane.




 A poniżej, w całości zawartość paczuszki candy, która pofrunie niebawem do Joanny.Jest w niej równiez gęsia pisanka z domkami. Proszę Joannę o wyrozumiałość, bo to druga pisanka jaką w ogóle zrobiłam. 
Wszystko w wiosennych różowościach. Mam nadzieje, że przypadnie jej do gustu.





Jak widać, walczę z KLONEM dzielnie. Muszę zawalczyć jeszcze z maszyną, żeby podjąć próbę zakończenia szycia dla wszystkich i dotrzymania obietnic. A czasu tak mało bo przecież do pracy trzeba jednak chodzić.

Pozdrawiam Wszystkich.
Do nastepnego razu













wtorek, 5 marca 2013

Post bardzo osobisty "Dziekuję Piotrze"



 Podczas ostatnich miesięcy miałam to szczęśćcie trafić na kilka wspaniałych osób o wielkich sercach. 

Chciałabym przedstawić Wam osoby, których siła ducha i   podejście do życia  oraz   nieuleczalnej choroby  wywarły na mnie ogromny wpływ. Chodzi o Joannę "Chustkę" oraz jej męża Piotra. 
Joanna pisała bloga http://chustka.blogspot.com/ podczas swojej walki z rakiem. Postawa Joanny stała się wzorem dla wielu ludzi walczących z tą straszną chorobą. Niestety Joanna odeszła  w ubiegłym roku, pozostawiając synka i męża.
Kiedy 27 grudnia ubiegłego roku lekarz poinformował nas, że nie ma już nadziei na leczenie Taty a lek który wywalczyłam w NFZ nie przynosi poprawy i pozostała tylko opieka paliatywna, świat nam się zawalił! Rozpaczliwie nie chciałam się z tym pogodzić, szukałam ratunku, pomocy gdzie się da.
A potem .... poszukiwałam już informacji jak ochronić Tatę przed tym strasznym bólem, jak zapewnić mu wsparcie i opiekę do końca. Zwróciłam się do paru fundacji z pytaniami, bo potrzebna mi była wiedza praktyczna, jakie leki przeciwbólowe morfino-pochodne, jakie są skutki ich podawania, jak stwierdzić czy lekarz zapisuje właściwe dawki leku? Jaka opieka w domu, czy hospicjum opiekuje się pacjentem w domu, czy potrzebujemy jakieś specjalne sprzęty i urządzenia medyczne? Tyle pytań i prawie żadnej odpowiedzi… a na dotychczasowego lekarza z Centrum nie można było liczyć. Dał skierowanie do Hospicjum i sprawa załatwiona. Wg niego oczywiście.  A ponieważ wcześniej czytałam bloga Chustki, postanowiłam zwrócić się do Piotra, który po Jej śmierci założył Fundację http://www.fundacjachustka.pl/ która ma wspierać działania na rzecz walki z bólem i prawidłowej ochrony przeciwbólowej nie tylko ludzi chorych  na raka.
Rozmowa z Piotrem była bardzo długa i niezwykle  trudna dla nas obojga. Otrzymałam od niego wsparcie, informacje co nas czeka, jak sobie z tym radzić, jak dbać o komfort Taty w chorobie,  bo przecież ból onkologiczny jest niewyobrażalny dla zdrowego człowieka. Okazał mi dużo serca pomimo, że przechodził przez to wszystko tak niedawno i z pewnością te wspomnienia choroby Joanny bolały i bolą. . Tym bardziej dziękuję Ci Piotrze za podjęcie takiego wysiłku.  Rozumiem też dlaczego Piotr zdecydował się stworzyć Fundację Chustka. Jeśli przejdzie się przez takie doświadczenie, to chce się zatrzymać raka! Bo nikt nie zasługuje na takie piekło choroby i nikt nie zasługuje aby tak cierpieć! ! Trzeba coś robić i Piotr to właśnie robi, w imię pamięci Joanny-wspaniałej silnej Kobiety.  
 Zajrzyjcie na bloga Chustki , poznajcie ją i Piotra a może zechcecie wesprzeć Fundację lub po prostu zatrzymacie się na chwilę i zadumacie  się nad niezwykłością  człowieka.  Człowieka o kruchym, chorym ciele, w którym tkwił tak silny duch i mieściło się tyle niewyobrażalnej miłości.

Dziękuję również za opiekę Hospicum Domowemu Zgromadzenia Księży Marianów, którego pracownicy otoczyli nas opieką. To ludzie o niezwykłej sile ale również wrażliwości na drugiego człowieka. Pracują w trudnych warunkach, codziennie spotykając się z cierpieniem całych rodzin.
Codziennie borykają się też z problemami finansowymi bo Hospicjum ma ogromne potrzeby, w takiej opiece potrzebne są specjalne łóżka, sprzęt medyczny i pomocniczy, wózki. Te wszystkie rzeczy hospicjum wypożycza do domów pacjentów aby ułatwić codzienną pielęgnację chorego. 
Jeśli chcecie wesprzeć ich działalność zachęcam do tego, bo wiem na pewno,  że warto.