czwartek, 26 czerwca 2014

Nie lubię..

Nie lubię szpitalnych korytarzy, gabinetów, igieł, badan... nie lubię. Drugi miesiąc latam po lekarzach, sterczę pod gabinetami, odbieram kolejne badania. Wczoraj znów szpitalne klimaty, dobrze że tylko parę godzin, za kilka dni znów ale za to będzie więcej "sankcji" igły,  kroplówki... a potem czekanie na termin operacji.
I coś Wam powiem...piszę to, nie po to żeby narzekać. Po prostu po raz drugi uświadamiam sobie jakim darem od Boga jest życie i zdrowie, jak nie potrafimy tego docenić w naszej codzienności, że nie chorujemy, że możemy chodzić, oddychać, pracować, że mamy zdrowe dzieci. Narzekamy a to że kasy nie ma, a to że czasu nie ma,  a to że pada, a to że upał.....
Doceńcie codzienny spokój, codzienne czynności to że możecie być w domu, z rodziną, że jesteście zdrowi, że jutro też jest dla Was dzień, co z tego że czasem pochmurny ważne by mieć słoneczną duszę!
źródło: internet

wtorek, 24 czerwca 2014

....i znowu stary grat !

Jakiś czas temu kupiłam kolejny stary mebel. Stół wiejski, na oko  stary, może nawet  100 letni. Właściciele obcieli  mu nogi i zrobili niski stół kawowy -  trudno :(    Niestety potraktowali go czarną błyszczącą farbą, chyba akrylową. Nie widać było natomiast żadnych prób ani naprawienia zacinającej się szuflady ani oczyszczenia i wygładzenia spodu stołu. Niestety musicie uwierzyć mi na słowo, bo nie zrobiłam mu zdjęć przed renowacją. Szkoda bo zawsze fajne jest porównanie. Poprosiłam męża aby zaingerował nieco w stan stołu ale bez zbytniego szlifowania bo zależało mi na naturalnym wyglądzie mebla i pozostawieniu oryginalnego zużycia stołu. Nie mogłam jednak pozostawić zaciętej szuflady oraz zadziorów i odstających drzazg od spodu stołu. Po tych zabiegach postanowiłam podstawę pomalować na kolor patynowanej bieli a blat na cynkowo-szary. Całość przetarłam ciemnym woskiem a blat dodatkowo białym. Dwa kolory wosku na blacie podkreśliło rysunek słojów i naturalne zużycie drewna.
Kiedy postawiliśmy do przy naszej kanapie w salonie bardzo nam się podobał ale po chwili miny nam zrzedły! Przecież nie możemy go zatrzymać bo nie jest „chaoso-odporny” czyli nie jest odporny na naszego wielkiego psa o imieniu Chaos. Niestety nasze 60 kg maleństwo strąca wszystko z niskich stolików  ciągle machającym się ogonem. W ten sposób straciłam już parę ładnych kubków i filiżanek, parę wazonów itp. Więc nadal będziemy szukać  stolika odpowiedniej wysokości lub np. starej skrzyni a z tym stołem musimy się rozstać. Więc chcąc - nie chcąc - wystawiłam go na sprzedaż.

sobota, 21 czerwca 2014

Wyprzedaż (nie) garażowa cz.1

Czy Wy też  macie nałóg chomika? Po urlopie zabrałam się za porządki i z przerażeniem stwierdziłam, że muszę się zacząć dyscyplinować w kwestii  zakupu kolejnych dekoracji, porcelany i mebelków bo w  witrynach i kredensie jest za ciasno a na meblach za dużo bibelotów. Postanowiłam pozbyć się paru rzeczy z dekoracji. Poza tym przywiozłam kolejne mebelki do renowacji i już się z nimi nie mieszczę w pracowni  a mąż odmawia współpracy w kwestii magazynowania ich w garażu. Trudno się rozstawać z ulubionymi rzeczami ale czas zrobić miejsce na nowe więc zrobiłam remanent i zanim wrzucę je do ogłoszeń w necie postanowiłam pokazać je Wam, może macie na coś ochotę. A ja będę zadowolona, że poszły w dobre ręce. Większość dekoracji kupiona i używana ale jest też część rzeczy wykonana przeze mnie, niektóre służyły mi jakiś czas inne są nowe. Są też dwa mebelki, cena do negocjacji bo zalegają mi w pracowni. Większość dekoracji biała lub kremowa
Koszt wysyłki od 5,20 zł do 11 zł w zależności od wielkości przedmiotu.
Zostało tylko to co na zdjęciach poniżej
2 pastelowe puszki Katie Alice (nowe)  16 zł sztuka
Wazonik (14 cm) i dwa świeczniki (wys. 7 cm), kolor ecri, 9 zł
Stolik z litego drewna, kolor szaro biały z patyną (kolor na drugim zdjęciu jest bardziej rzeczywisty, kolor farby Chalk Grey),  wysokość 65 cm,  blat 36 x 30 cm, cena 149 zł (cena do negocjacji)
REZERWACJA
 
Biały świecznik do powieszenia na ścianę, mojego wykonania, wym. wys. 22, szr 13 cm,  13 zł
Szklany lampion ze zdejmowanym kloszem, wys 19 cm,  9 zł
Półka wykonana ręcznie, lite drewno sosnowe, wykończona farba kredową i woskiem. szer 60 cm.
kolor waniliowy z patyną 65 zł (do negocjacji)
Jeśli jesteście zainteresowane proszę o komentarz i potwierdzenie na mail. W przypadku kilku przedmiotów dobierzemy optymalny koszt przesyłki.

Pozdrawiam
Ewa







piątek, 20 czerwca 2014

Metamorfoza starej maszyny



Wspominałam już wcześniej o starej maszynie, którą przemalowałam dla Anety podczas urlopowego pobytu w Domu Pod Sosnami. Lubię odpoczywać  twórczo a odnowienie tej maszyny było wyzwaniem, jak się okazało niemałym. 
Najwięcej czasu zajęło przygotowanie maszyny zwłaszcza oczyszczenie z pozostałości oleju, smarów i brudu który się nazbierał przez dziesiątki lat. Taka już została kupiona. Nie obyło się bez pomocy mojego M, który potrafi rozłożyć takie urządzenie „na śrubki”  Odkręcił wszystko, co nie maiło być pomalowanie a potem my zabrałyśmy się za czyszczenie maszyny rozpuszczalnikiem. Praca mozolna a rozpuszczalnik śmierdzący :)))  Zajęło to cały dzień. 
 A że pogoda była wspaniała to stanowisko pracy urządziłam sobie pod wspaniałym dębem, którego strzeże błękitny Anioł. Następnego dnia zrobiło się zimno i deszczowo więc przeniosłam się z pracą do Jadalni dla gości, gdzie przy rozpalonym kominku ja malowałam dalej a Aneta zajęła się renowacją krzeseł, korzystając z chwilowej nieobecności innych gości. Rozpalony kominek, pogaduchy i robótki  to to co lubimy najbardziej!
Maszyna została pomalowana farbą akrylową. Ponieważ nie było możliwości zmatowienia powłoki nałożyłam 4 warstwy farby. Do ozdobienia użyłam dwóch rodzajów serwetek. Całość została wielokrotnie zalakierowana lakierem akrylowym.
Ostatecznie maszyna zyskała nowe oblicze po 3 dniach nie licząc czasu jaki mój M poświęcił na jaj uruchomienie. Teraz  maszyna jest nie tylko przemalowana ale również sprawna.

środa, 18 czerwca 2014

A w ogrodzie.....



A w ogrodzie...zielono ale mało kwiatów.  Mieliśmy tyle pracy wiosną, że porzuciłam plany związane z nasadzeniami nowych kwitnących bylin a na robienie rozsad jednorocznych kwiatów nie było czasu. Zresztą wysiewane do gruntu jednoroczne u mnie nie dają rady gleba zbita, ciężka.  W maju kwitły wczesne liliowce i irysy a teraz tylko jeden krzew róży ale za jakiś tydzień powinny rozkwitnąć kolejne liliowce, rudbekie i floksy.
W tym roku wyjechaliśmy na urlop w najbardziej pracowitym okresie dla ogrodu i już wiem, ze więcej tego nie zrobię. Jak wróciliśmy po 2 tygodniach  to trawa miała 40 cm, chwasty zaatakowały wszystkie możliwe miejsca, ślimaki się rozpanoszyły, zżarły  mi całą sałatę pod folią i funkie a reszta warzywnika  zmarniała.  Rzuciliśmy się  na ogród, koszenie, pielenie, wycinanie. Na dekorowanie i upiększanie nie ma czasu choć bardzo bym chciała. Teraz musimy się skupić na pracach przy małej architekturze, kolejna pergola, przestawienie altany i wyrównanie ostatnich 250 m2 działki pod trawnik i jeszcze mój wymarzony  kącik ze stołem do przesadzania roślin.  A czeka jeszcze renowacja wiklinowych mebli ogrodowych, które otrzymałam od znajomej a mają stworzyć kolejny ogrodowy kącik. Jak zwykle więcej planów niż czasu na ich realizację :)   Wczoraj zrobiłam parę fotek w ogrodzie. Przyznam szczerze,  że najładniejszych części ogrodu a unikałam tych miejsc gdzie jest jeszcze bałagan, betonowe ogrodzenie i nie skończone prace. Zapraszam na spacer...w zielone


 Dopiero 2 dni temu posadziłam kwiaty w donicach na tarasie... zawsze robiłam to w połowie maja i o tej porze była już burza kwiatów.

Teraz czekam aż zakwitnie mój wiejski ogródek za płotkiem, który przeszedł akcję ratunkową na początku maja.
Kocham swój ogród ale też uwielbiam nasze psiaki i nie potrafię zbyt ich ograniczać ale potem muszę się brać za akcje ratunkowe rabat.
Tym razem w akcji musiał uczestniczyć mąż, bo wymagała prac stolarskich i ratowania tego co zostało z niewielkiego płotka. Pod jednym z ogrodzeń mam prosta rabatę kwiatową, która pierwotnie służyła za rozsadnik różnych roślinek a potem je dzieliłam i wędrowały na nowe miejsca. Z racji naszych psów trzeba ja było ogrodzić 40 cm płotkiem, który miał stanowić umowna barierę i stanowił dopóki za ogrodzeniem nie pojawiła się mała krzykaczka czyli suczka naszych sąsiadów. Suczka rasy York więc mała ale dość głośna co nie podoba sie naszym psom i biegają za nią wzdłuż płotu - tratując wszystko, również wspomniany płotek. Cóż, nie da się zmienić psów, trzeba podwyższyć i wzmocnić płotek! Jak się okazało w trakcie płotek trzeba było zdemontować, od nowa pomalować, trzeba też przesadzić rośliny, podzielić byliny ....etc
Tak było w trakcie prac w maju.
Rośliny zaczęły wegetację  na dobre w kwietniu. Część kwiatów przekwitła a następne dopiero maja pąki. Muszę dosadzić jakieś byliny kwitnące w czerwcu.Tak wygląda teraz. Ta zielona ściana to kępy Rudbekii Goldquelle. Moja Babcia je uwielbiała i nazywała Złotymi kulami. U mnie świetnie rosną i obficie kwitną. jedyny problem mam z mączniakiem, który je atakuje w sierpniu. Niestety nie obywa sie bez oprysków, inaczej wszystko by uschło.
Zrobię zdjęcie z tego samego miejsca jak zakwitną wszystkie kwiaty.
Najbardziej martwi mnie, że będę przez ponad miesiąc wyłączona z tych prac, bo czeka mnie pobyt w szpitalu i miesięczna rekonwalescencja po operacji. A wiecie jak nie znoszę bezczynności!  Boje się przymusowego leżenia….. ale taki los muszę to jakoś przetrzymać.  A mój mąż będzie miał na głowie dom, zwierzaki i prace ogrodowe .. i jeszcze mnie uziemioną w łóżku!

wtorek, 17 czerwca 2014

Zabawa w malowanie - nowe farby kredowo - olejowe

Przygotowanie postów o urlopowych odkryciach zajmie mi trochę czasu, więc dziś w ramach przerywnika podzielę się z Wami nowym odkryciem, czyli farbami olejowo-kredowymi.
 Nie jest to post sponsorowany :) ale muszę się przyznać, że dzięki znajomości z Agnieszką z AGO HOME  mam dostęp do nowinek sprowadzanych przez nią do sklepu bo wie,  że lubię coś tam zmalować! Poprzednio "zaraziła" mnie miłością do farb kredowych. Teraz mogłam wypróbować farby Byta-yta olejowo-kredowe. W zasadzie można je stosować jak tradycyjne farby kredowe. Mają te same plusy: łatwo się rozprowadzają, większości powierzchni malowanych przedmiotów nie trzeba szlifować. Maja dwie cechy które je różnią od farb kredowych, a użytkownik może sam zdecydować czy są one wadą czy zaletą tych farb. Warstwa farby olejowo-kredowej schnie zdecydowanie dłużej i w zasadzie polecam pozostawienie jej do wyschnięcia na 12 godzin. Druga różnica to elastyczność powłoki ze względu na zawartość oleju lnianego.
Na próbę generalną wybrałam ceramiczny, szkliwiony dzbanek, styl lat 70-tych, kształt mało ciekawy, kolor też.
 na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć jak śliskie  było szkliwo. Nie dało sie go zmatowić nawet gdybym chciała.
Dzbanek po pierwszej warstwie. Powierzchnię farby można bez trudu zdrapać paznokciem. Zarówno farby kredowe jak i kredowo olejowe, położone zwłaszcza na śliskich gładkich powierzchniach nie są trwałe, puki nie zostaną utwardzone woskiem lub lakierem. Ja zdecydowanie wolę efekt po woskowaniu.
Dzbanek po nałożeniu 3 warstw. Na drewnianym podłożu wystarczyły by dwie warstwy ale na mało przyczepnej powierzchni radzę nałożyć trzy.
Pierwsza warstwa na śliskim szkliwie  nie nakładała się dobrze, ale to standard przy wszystkich  farbach, jeśli się nie zmatowi powierzchni. Druga pokryła już dość dobrze ale przy takich powierzchniach potrzebna była jeszcze trzecia warstwa. Zostawiłam każda warstwę na noc do wyschnięcia. W cały dzbanek wtarłam bezbarwny wosk, poczekałam aż wyschnie o zabrałam się za próby z woskiem brązowym rustykalnym oraz woskiem w kolorze jeans.
Dla mnie jest jeszcze jedna zaleta: woski do tych farb występują w wielu kolorach (jeans, biały, czerwony, zielony, len... i wiele innych) a łączenie ich z różnymi kolorami farb daje niezwykłe wprost możliwości stylizacji mebli i to nie tylko rustykalnych ale np. w wersji loft.
Ja po zawoskowaniu dzbanka nałożyłam metodą decoupage wzór z serwetki.

Dzbanek będzie służył raczej jako dekoracja lub wazon na kwiaty ale w pierwotnej formie i tak bym go nie używała do celów spożywczych.


środa, 11 czerwca 2014

Cuda w Miśni czyli o delikatnej i pięknej porcelanie



Podczas pobytu w Domu Pod Sosnami wiele rzeczy robiłam pierwszy raz. Pierwszy raz zrobiłam deku na maszynie do szycia, pierwszy raz zbierałam kwiaty czarnego bzu na syrop, pierwszy raz siałam kukurydzę… 
…….i pierwszy raz widziałam na własne oczy jak się wyrabia najwyższej klasy porcelanę, ręcznie formuje i maluje.
Wizyta w Miśni była magiczna, miałam otwartą z wrażenia „gębę”  przez cały czas, od momentu rozpoczęcia prezentacji produkcji, formowania porcelanowych cudów  aż po ręczne formowanie maleńkich detali i malowanie wzorów!  Po prostu mistrzostwo świata! Nie jestem znawcą ani fachowcem w tej dziedzinie ale postaram się pokazać najciekawsze zdjęcia.
Zdjęcia przedstawiają migawki z prezentacji procesu formowania i zdobienia porcelany.
Elementy duże  filiżanek, waz itp wykonuje się w formach, pozostałe drobne elementy są tworzone ręcznie co widać na kolejnych zdjęciach.
 te malutkie detale na prezentacji wykonuje artystka na naszych oczach, z niebywałą wprost precyzją.
Malowanie porcelany odbywa się przed ostatnim wypaleniem. Pomalowany przedmiot pokrywany jest szkliwem, które całkowicie zasłania rysunek, szkliwo jest mleczno-białe ale po wypaleniu staje sie przezroczyste.
 Na talerzach powyżej widać kolejne etapy malowania wzoru. Ostatni talerz jest już pokryty szkliwem i wypalony. Widać że na poprzednim talerzu róża jest brązowa, farba zyskuje ostateczny wyrazisty różowy kolor po wypaleniu.
Ręczne malowanie wzorów wymaga od nich niebywałej precyzji.  Widziałam jak z miękkiej jeszcze masy porcelanowej powstają poszczególne płatki kwiatów, liści a następnie są malowane. Porcelana jest wypalana kilka razy. Nie wiedziałam, że po namalowaniu wzoru porcelanowy przedmiot jest pokrywany szkliwem, pod którym kompletnie znika. Szkliwo ma mleczny kolor. a po wypaleniu w piecu staje się przezroczyste i odsłania wzór. Dlatego kolory i wzory na porcelanie miśnieńskiej są tak trwałe. Każdy z tych przedmiotów jest jak dzieło sztuki, choć tak kruche….
Kolej na zwiedzanie muzeum z historycznymi wzorami oraz wizytę w sklepie firmowym.
 Na przykładzie tej wazy możecie zobaczyć zarówno jej skalę jak i misternie wykonane detale. Girlandy kwiatowe z porcelany wyglądały jak  naturalne, zasuszone kwiaty, które zachowały swoje kolory.



... i jeszcze historyczne wzory produkowane do dziś, które można kupić w sklepie, pod warunkiem że ma sie dużo pieniążków:)))

Bardzo bogato zdobione serwisy, zawartość złota sięga 90%. Stąd takie ceny, np. dzbanek na zdjęciu.
Ale ja niezmiennie jestem zauroczona delikatnymi kwiatowymi kompozycjami oraz moim ulubionym rózanym wzorem. 
 Imponujące były również wazy i ceny. Ta na zdjęciu kosztowała 34 tys, EUR
Zachwyciły mnie nie tylko wzory i forma naczyń  czy figur ale przede wszystkim kunszt twórców. Niestety ceny są bajońskie więc przywiozłam z Miśni wiele zdjęć zamiast filiżanki. Na pocieszenie kupiłam sobie na flomarku w Berlinie serwis z bawarskiej porcelany:) ale o tym w następnym poście.
Tę wspaniałą wycieczkę zawdzięczamy Anecie i Pawłowi z Domu PodSosnami. Już w czasie pobytu w ubiegłym roku zachęcali nas do odwiedzenia tego miejsca i choć mojego męża nie ekscytują porcelanowe  filiżanki to nawet on był pod wrażeniem.