niedziela, 11 maja 2014

Z pędzlem na komodę!


Chciałam Wam podziękować za uwagi i opinie pod poprzednim postem a także za tyle ciepłych słów.
wszystkie komentarze wnikliwie przeczytałam i przemyślałam :)
A dziś napisze o przemalowaniu kolejnego mebelka, tym razem dla siebie:)
W deszczowy dzień majówkowy nabrałam ochoty na zrealizowanie pomysłu, który już dawno zakiełkował w mojej głowie. Trzy lata temu kupiłam na wyprzedaży dużą nową komodę, podobał mi się kształt i materiał ale nie kolor. Kupiłam ją ze względu na potencjał i od razu wiedziałam, że przemaluję. Zależało mi na jasnej kolorystyce ale nie chciałam bieli. Raczej widziałam ją w przydymionych szarościach, oliwce może jakiejś spatynowany kremowy. W sobotę spojrzałam na komodę, złapałam farby kredowe i pomalowałam próbki na deseczkach. Potem rozplanowałam kolory na szufladkach komody.
Tak wyglądała przed malowaniem. Nie była brzydka ale kolor nie pasował do innych mebli w jadalni. Poza tym zaczynając od malowania komody wprowadzam plan rozjaśnienia części jadalnej. Kiedy sie wprowadzaliśmy lasek za płotem miał ledwo 3 metry, teraz drzewa bardzo urosły i zacieniają duże okna wykuszowe. A ja światłolubna jestem wiec teraz rozjaśniam całą część dzienną. mam tylko takie zdjęcie komody w wersji "PRZED"
Trochę informacji o przygotowaniu mebla, gdybyście same chciały coś zmalować. Ta komoda była bejcowana i lakierowana. Nie wiedziałam jak gruby jest lakier więc wolałam uniknąć zeszlifowania mebla do bejcy bo wtedy po położeniu farby kredowej mogą powstać plamy. Wytarłam więc cały mebel wilgotną ścierką z mikrofibry. Odkręciłam uchwyty. Z lenistwa nawet nie opróżniłam szuflad komody, bo zamierzałam pomalować jedynie fronty, bez malowania wnętrza.
Pomalowałam komodę trzema warstwami farby kredowej. Korpus farbą w kolorze Vanilia. Szufladki na przemian w kolorze Cocos, Chalk Grey oraz Frozen Fountain. Jeśli zdecydujecie się na malowanie mebla o śliskiej powierzchni nie zrażajcie się, że pierwsza warstwa nierówno się nakłada. Wtedy zamiast dwóch warstw nałóżcie trzy i wszystko powinno być OK.
Komoda po pomalowaniu 3 warstwami, przed woskowaniem prezentowała się tak.
Trudno mi zrobić dobre zdjęcie, bo oba aparaty przestały działać. Złości mnie to bo za tydzień jadę na urlop i nie wiem czy zdążę je naprawić. Te poniżej robiłam aparatem w komórce, słaba rozdzielczość.
malowanie zajęło mi dwa popołudnia. Potem woskowanie - jedna warstwa bezbarwnego wosku i jena ciemno brązowego, który  wtarłam a następnie usuwałam jego nadmiar szmatką z bezbarwnym woskiem. Ścierając brązowy wosk, pozostawiłam go więcej na brzegach szuflad. Potem papierem ściernym przetarłam  wszystkie krawędzie aby wydobyć pierwotny kolor drewna.
A jeśli chcecie same spróbować malowania farbami kredowymi zapraszam na stronę Agnieszki, ja tez się u niej nauczyłam :)


pozdrowienia z Przytulnego!



środa, 7 maja 2014

Sens pisania bloga?

Takie pytanie sobie ostatnio zadaję... czy piszę go dla siebie czy bardziej dla czytelników. Jak to jest z tym pisaniem? To jest miejsce gdzie mnie pełno, mojej pasji, zainteresowań, nawet jak są monotematyczne:) ale to też miejsce spotkań z osobami, którym to samo w duszy gra!
Ostatnio częściej się zastanawiam czy ten blog ma rację bytu i jak długo? Czy ktoś go czyta? Ja nadal z zapałem przeglądam Wasze blogi, inspirują mnie ale mam wrażenie, że wiele osób zwolniło tempo w pisaniu....i czytaniu. Ja nadal mam dużo pomysłów, wciąż coś maluję, dekupażuję, przerabiam. Nie lubię stagnacji ale czasami się zastanawiam czy nie przynudzam na blogu bo przecież wciąż to samo albo mebel albo deku albo ogród..…może potrzebna jest przerwa w pisaniu, chwila oddechu. Może żeby pisać ciekawiej i z większym zapałem  powinnam zaglądać rzadziej do sieci.Może powinnam mniej pokazywać co zrobiłam a więcej w jaki sposób to można zrobić?
A może tylko panikuję bo nadal chce pisać a mała aktywność na blogach wynika z wiosennych zajęć w ogródkach, wyjazdów w plener itp.

poniedziałek, 5 maja 2014

Majówka w ogrodzie, brr zimno!

Wbrew fatalnej pogodzie z uporem tkwiłam w ogrodzie w każdej wolnej chwili pomiędzy opadami deszczu! Mam taką wadę, jak już sobie zaplanuję jakąś pracę do wykonania  to jeśli mi ktoś lub coś pokrzyżuje mi plany - bez kija nie podchodź!
 Więc w czwartek zaczęłam realizacje planów ogródkowych: renowacje warzywnika i rabat oraz dosiewki na trawniku i.... moje ulubione - pielenie. Pogoda była piękna, nawet zdążyłam się opalić. W warzywniku dużo pracy, bo postanowiliśmy odnowić płotek i żwirowe ścieżki. Podwyższone grządki w wykonanych przez mojego męża skrzynkach bardzo sie sprawdziły. Ziemia jest umiarkowanie wilgotna a nie jak na zwykłej grządce całkiem mokra i zbita.
Pod ścieżki rozłożyłam nową agrowłukninę, wysypałam żwir ale nie wszystko jeszcze skończone, bo przez deszcz płotki malowaliśmy pod daszkiem ale nie wyschły i nie zostały zamontowane.
Przyjemnie sie pracowało nowymi narzędziami bo zakupiłam sobie takie oto kobiece, kwieciste i różowe!
Byłam tak uparta że w sobotę założyłam nieprzemakalną kurtkę i naprawiałam trawnik, zrobiłam dosiewki a potem kombinowałam czym je poobstawiać żeby psy mi tego nie zadeptały. W ruch poszły ławki, meble ogrodowe itp. Na razie się sprawdza:)
A ostatnie dwa wieczory biegaliśmy z jutowymi workami tudzież płachtami prześcieradeł i okrywaliśmy wszystkie wrażliwe na mróz rośliny bo dwie noce z rzędu było - 2 st. Niestety na ponad 40 m ogrodzenia zmarzł kompletnie winobluszcz, listki czarne dosłownie.
Reszta roślin chyba przetrwała.
W czwartek porobiłam trochę zdjęć, bo niezapominajki tak pięknie rozkwitły w różnych kątach ogrodu.

Nie zabrakło też pomocników,  bardzo się zmęczyli i musieli poleżeć...
....... jestem zadowolony, tyle rabatek przekopałem!
 ...a ja stróżuję! z wysokości wszystko lepiej widać
za 10 dni wybieram sie na urlop. Bardzo bym chciała przygotować dla Was relację ale właśnie zostałam bez aparatu fotograficznego i telefonu w którym był dobry aparat! Teraz muszę szybko coś zorganizować...
A przed urlopem  wpadnę tu jeszcze z dwoma relacjami- jedna będzie na pewno o metamorfozie dużej komody.
Pozdrawiam
Ewa