niedziela, 27 listopada 2011

Przerwa w świątecznych klimatach


Tym razem zrobiłam tacę z widoczkiem farncuskiej kwiaciarni, powstał też chustecznik do kompletu ale gapa, nie zrobiłam zdjęcia i już trafił do domu mojej koleżanki. Może ona zrobi fortkę.

 
i kolejne "pele mele", tym razem do pokoiku  chłopca
 Pozdrawaim Was i życzę dużo ciepłych myśli w ten pochmurny, szaro - bury i wietrzny dzień.

wtorek, 22 listopada 2011

tym razem znowu filc w użyciu

Czasami wracam do szycia jak znudzi mi się malowanie.
Tym razem uszyłam trochę filcowych serduszek w smakowitych kolorach wanilii i karmelu.
Mam już "w głowie"   nowe wzory, kolory  i  kształty. Może trochę powstanie w skandynawskim stylu...?
Zobaczymy...
A tu serducha karmelowe i waniliowe
 A to ciąg dalszy zabawy patyną w zeszły weekend

Pozdrawiam Was serdecznie
Ewa

czwartek, 17 listopada 2011

Prośba

Miałam opory czy prosić o pomoc, bo sprawa nie dotyczy tzw. '' życia lub śmierci" ale dla mojego dziecka jest bardzo ważna. Z końcem października mój syn stracił pracę, jest na drugim roku studiów na bardzo drogiej prywatnej uczelni. Studiuje grafikę komputerową i techniki medialne.

Proszę Was koleżanki o informację. Może wiecie o jakiejś pracy, którą mógłby wykonywać w Warszawie lub okolicy.. Ma 21 lat, dyplom Technika informatyki ze specjalnością grafiki ale pracował do tej pory w EMPIKU, w dziale obsługi klienta, na stanowisku handlowym. Biegle porozumiewa sie w języku angielskim i ma podstawy języka japońskiego i niemieckiego.
W grę wchodzi właściwie każda praca, która pozwoli mu opłacić 800 zł czesnego miesięcznie. My niestety nie możemy mu pomóc i ciężko mi z tym, tym bardziej, że zbliża się termin zakończenia semestru i mogą go w styczniu nie dopuścić do egzaminów.

Przepraszam za te prywatę ale sami też szukamy gdzie sie da.
Niestety jest dużo młodych ludzi szukających pracy a większość stanowisk wymaga dłuższego doświadczenia.
Absolwentom proponują bezpłatny staż.

niedziela, 13 listopada 2011

Pracowity weekend

Weekend minął pracowicie a to dopiero początek świątecznego nawału pracy... Powstają świąteczne zawieszki, jak zwykle serduszek nie brakuje ale będą też  koniki na biegunach w świątecznym klimacie. Moje dwa ulubione motywy.


Poniewaz juz mi sie znudziła prostota szukałam jakiegos nowego sposobu wykończenia. Nie jestem tak zaawansowana w decu jak moje blogowe koleżanki, których prace podziwiam ale wczoraj dopadłam do słoiczka z patyną i poszalałam. Zrobiłam pudełko na słodkości i serducho z konikem na biegunach oraz pare gwiazdek w wesołymi motywami.
Efekt na świątecznych dekoracjach nawet mi się podoba. Trochę taki "piernikowy"




W przyszły weekend odpuszczę sobie decu i zasiadam do maszyny. Mam więcej pomysłów niż mogę zrealizować. :)

miłego tygodnia Wam życzę

sobota, 12 listopada 2011

Pele - mele dla dziewczynki

...oto jest moje pierwsze pele - mele  w ramie. A jest różowe, bo ma trafić do dziewczęcego pokoiku pewnej sześciolatki.

Wracam do malowania, klejenia i lakierowania.  Powstają kolejne medaliony. Te zdjęcia poniżej zrobione niestety przy sztucznym świetle, nie oddaję rzeczywistej kolorystyki.


Wkrótce nowe prace.

czwartek, 10 listopada 2011

Rocznicowe CANDY i przemyślenia

21 listopada minie rok prowadzenia przeze mnie bloga. Takie rocznice to zawsze jest powód do podsumowania.
Decyzja o założeniu bloga nie była przypadkiem i budziła we mnie wiele obaw. Nie byłam pewna czy dzielenie się swoim kawałkiem życia, poglądami i zainteresowaniami nie przyniesie mi szkody. Nie znałam tego świata, trafiłam na Wasze blogi wyszukując informacje o technice decoupage i tak po kolei od bloga do bloga czytałam, oglądałam i coraz bardziej mnie to wciągało, zachwycałam się pracami niezwykle zdolnych osób ale byłam też pod wrażeniem chęci dzielenia się wiedzą, umiejętnościami i informacjami.
Okazało się, że w tym świecie nie jesteśmy anonimowe, wirtualne; że możemy i nawiązujemy przyjaźnie, widujemy się w realu.
I za to Wam dziękuję.
Odkąd  nauczyłam się decu i prezentuje swoje prace nabrałam pewności siebie, wciąż chcę się uczyć nowych rzeczy, inspirujecie mnie a Wasze komentarze wiele dla mnie znaczą.
Czasami przymarudzę w jakimś poście, bo mam gorszy dzień ale nawet wtedy można liczyć  na pozytywnego kopa od Was.

To tyle ględzenia a teraz ogłaszam rozdawanie rocznicowych cukierków. Liczba mnoga sugeruje, że będzie więcej niż jeden cukierek.
Zasady jak zawsze.
 Candy otrzymają dwie osoby: jedna spośród osób, które pozostawią komentarz, podlinkuja banerek na swoim blogu, druga - spośród Obserwatorów. Zakończenie 3 grudnia
To jest pierwszy cukierek dla Was: kuchenna łapka i woreczek na "przydasie"

Drugi cukierek będzie niespodzianką dla Obserwatorów

SERDECZNIE ZAPRASZAM DO ZABAWY

pozdrawiam
Ewa

piątek, 4 listopada 2011

Jak to jest przygarnąć psa...

Kiedyś pod wpływem czytania o różnych okrucieństwach ludzi i braku odpowiedzialności opisałam historię naszej Goldenki Frajdy i obiecałam, że napisze jak do nas trafił nasz Chaos – znajda choć rasowy.
Chaos jest Flat Coated Retrieverem. Swoje imię otrzymał nie przypadkowo, bo początkowo wprowadził w naszym domu totalny chaos i nadal miewa też takie dni,  że trudno nad nim zapanować. A my znosimy to cierpliwie, bo przecież go przygarnęliśmy na dobre i na złe.

W listopadzie 2009 roku przeprowadziliśmy się do nowego domu i mając  już Frajdę, rozważaliśmy wzięcie na wiosnę drugiego psa, tym razem ze schroniska. Chcieliśmy aby był dość duży i liczyliśmy że będzie stróżował, bo nasza Frajda prędzej zaliże złodzieja na śmierć, niż go postraszy szczekaniem.
Los zdecydował za nas, bo na ulicy w miasteczku oddalonym o ponad 100 km przybłąkał się czarny pies. Podszedł do mojej siostry , która  trzymała luzem smycz a jej piesek biegał luzem,  Chaos wziął smycz w zęby i prowadził się na smyczy jak by chciał powiedzieć: zobacz jestem grzeczny, umiem chodzić na smyczy, weź mnie.
Pies nie był szczególnie zaniedbany czy wychudzony więc siostra przygarnęło go i poszukiwała właścicieli. Ponieważ nikt się nie zgłosił po psinę,  zadzwoniła do nas czy możemy go przygarnąć bo jej kot nie toleruje obcych psów.  Więc pojechaliśmy po pieska, zapakowaliśmy do samochodu nie bez trudu bo bał się wsiąść. Dopiero przy wysiadaniu  z samochodu i wchodzeniu po schodach zauważyliśmy, że pies ma trudności z tylnimi łapami. Wizyta u weterynarza na „generalnym przeglądzie” potwierdziła nasze obawy. Diagnoza: młodzieńcze zapalenie stawów i podejrzenie dysplazji. Ostatecznie koszty leczenia  przekroczyły kwotę zakupu psa z rodowodem ale wyleczyliśmy biedaka. Obyło się bez operacji, chirurg wykluczył dysplazję ale leczenie trwało kilka miesięcy a pies, który wyglądał na dorosłego  rósł i rósł… Weterynarz stwierdził, że jak doi nas trafił musiał mieć ok. 10 miesięcy.
Stan zdrowia Chaosa to nie był jedyny problem… imię nadaliśmy mu zupełnie nie przypadkowo, od pierwszego dnia jego pobytu w domu nastał chaos! Pies zagarnął wszystkie psie zabawki Frajdy i wyeksmitował ją z posłania. Całe szczęście, że nasza psia dziewczynka bardziej uważa za swoją kanapę niż posłanie J  Po pierwszych dniach pozostawiania Chaosa w domu po powrocie szacowaliśmy straty! Najpierw został pogryziony rattanowy fotel, świece i potłuczone wazony. Potem została w ciągu dosłownie 2 godzin wypatroszona nowiutka kanapa. Z poduszek nic nie zostało a kanapa straciła nawet gąbkę tapicerską na podłokietnikach .  W tym momencie nie sposób nie przywołać książki o tytule „Marley i ja” . Nasz Chaos żywo przypominał uroczego Marleya. Zaczęło się  intensywne szkolenie ale nie pomagało, pies panicznie bał się zostawać sam w domu (nie wystarczało mu towarzystwo Goldenki) W końcu poszukałam pomocy u psiej behawiorystki, żeby uchronić resztę sprzętów w bądź co bądź nowym domu. Ale bardziej mi było żal wystraszonego psa bo wcześniejsze badania u weterynarza i obserwacja zachowania ujawniły, ze był od szczeniaczka źle żywiony i prawdopodobnie bity albo  karany stąd te wszystkie problemy ze zdrowiem i psychiką.
Szkoliłam go prawie przez 6 miesięcy, niemal codziennie. Udało się nauczyć go  podstawowych komend, chodzi pięknie na smyczy ale lubi mieć swoje zdanie i nie zawsze wykona polecenie bez smakołyka.  Jak dostaje komendę siad i zostań to tak nie może się doczekać otrzymania ciasteczka-nagrody, że powolutku, po troszeczku przesuwa się,  cały czas siedząc,  do przodu. Byle bliżej osoby, która ma smakołyka. Potrafi tak na tyłku przewędrować parę metrów!
Po wskazówkach trenera zostawialiśmy go z w domu zawsze z różnymi przedmiotami przeznaczonymi do gryzienia, zabawkami z których mógł sobie wysypać karmę, wołowymi wielkimi kośćmi  i innymi wynalazkami.
Pewnie wiecie, że żucie i gryzienie przedmiotów to sposób psa na uspokojenie emocji i stres. Nie niszczą naszych rzeczy specjalnie, robią to  z nudów, ze strachu …

Teraz Chaos jest wielkim Psim Przytulakiem, nadal nieco niesfornym jak Marley ale kochamy go bardzo. Warto było włożyć tyle wysiłku w jego ratowanie bo to dla nas najwspanialszy pies na świcie! Najwspanialszą suczkę tez już mamy. 

Chaos na  powitanie zawsze podbiega i przytula wielką głowę do moich nóg.  Efekt: waży więcej ode mnie więc zazwyczaj muszę się czegoś trzymać żeby nie stracić równowagi.  Łazi po domu za mną, bo mnie wybrał z całego stada domowników no i nauczył się, że kanapa jest dużo lepsza do leżenia  niż do gryzienia.   Tamta pogryziona kanapa nadal czeka na tapicera…