sobota, 26 stycznia 2013

CANDY i ....

Witajcie,
Ponieważ w najbliższym czasie przenoszę się do moich rodziców aby opiekować sie Tatą i  nie będę miała stałego dostępu do internetu, chciała bym teraz  zorganizować CANDY dla wszystkich osób posiadających blogi i zaglądających tutaj, stałych i nowych gości.. Okazje są dwie,  jedna to liczba 399 obserwatorów! nie sądziłam nawet, że tyle osób będzie do mnie  zaglądać, przy 100 osobach już byłam zdumiona, że chcecie  oglądać moje prace.
Druga okazja to podziękowanie za Waszą obecność w ciągu ostatnich dwóch lat, za komentarze i pochwały dotyczące moich prac ale najbardziej  za to że jesteście ! i za tyle ciepłych słów w ostatnich miesiącach smutku i bezradności.
Teraz czeka mnie najtrudniejsze... ale tak musi być, nie zmienię tego choć jeszcze nie pogodziłam się z nieuchronnością, odchodzeniem i bólem.
I choć w najbliższym czasie nie bedę pisać, to przed tą przerwą  chcę Was obdarować wesołym, kolorowym prezentem. Jego częścią będzie serduszko kwiatowe, szklany pojemniczek na przydasie i dodatkowa niespodzianka pasująca do zestawu którą przedstawię w dniu wyboru obdarowanej:)
Zasady jak zwykle: komentarz, bannerek na Waszym blogu a jeśli chcesz możesz zostać stałym gościem Obserwatorem. Zapisy do 27 lutego.

Dziękuję  i obiecuję wrócić niebawem do pisania!
pozdrawiam
Ewa





piątek, 18 stycznia 2013

Przewartościowanie - czyli żyje z dnia na dzień.


W ostatnim czasie w naszym wspólnym rodzinnym życiu zaszło trochę zmian. Nie będę się rozpisywać, bo stali goście wiedzą z czym się zmagamy. Nieuleczalna choroba trawi psychikę całej rodziny choć choruje tylko organizm jednej osoby.
Poza tym obiecałam sobie, że na blogu będę  przekazywać same pozytywne emocje choć trudno czasami uniknąć małych smuteczków wtrąconych do niektórych postów, kiedy smutek dławi duszę a stres ciało.
Więc powiem tylko, że się trzymamy, wspierani przez dobrych ludzi rozmową, radą i informacją.
Przewartościowałam swoje spojrzenie na wiele spraw, wiele "ważnych spraw" stało się błahostkami. Inne są teraz najważniejsze choć dotyczą zwykłej codzienności.
Chcę aby każdy dzień był jak najbardziej zwyczajny, żeby nie różnił się od dni " przed chorobą" bo przecież nic tak nie denerwuje jak codzienne przypominanie choremu, że jest chory.  Czeka nas zmiana podejścia i przyzwyczajeń a także test z miłości. Staramy się uśmiechać, choć w środku boli.
Moich nowych prac jak na lekarstwo, ale mam w zapasie jeszcze trochę nie publikowanych prac z grudnia więc mogę się nimi pochwalić. Niestety niektóre zdjęcia robione komórką, bez "stosownej" aranżacji.
                      zestaw zamówiony na prezent: butelka na  domowe wino i chustecznik

 
kilka przedmiotów z różanymi motywami ( lubię je podobnie jak lawendowe wzory)
  • szkatuła z reliefem

  • klamry do zasłon

 ostatnie dwie,  nie pokazywane bombki

 

dwa zimowe lampiony 

Teraz mam na tapecie dwa małe pudełka z przeznaczeniem dla milusińskich więc to wesoła robótka. 
Wzory serwetek  znane i trudno z nimi coś oryginalnego zrobić. Po weekendzie je pokażę, to będziecie mogły ocenić same. Zastanawiam się też nad wiosennymi dekoracjami, kolorami i wzorami pisanek.  
Stało się u mnie tradycją, że jak przychodzi nowy sezon, to ja znowu znajduję technikę lub materiał, którego wcześniej nie używałam. W tym roku będą to wydmuszki gęsie, z którymi jeszcze nie pracowałam a bardzo podziwiałam prace na innych blogach. Planuję połączenie Decu z ażurami na pisankach i może trochę „potrenuję” reliefy. Wszystko zależy od czasu jaki  na moją terapię rękodziełem wygospodaruję.
Jest też drugi projekt: szyję, choć stara maszyna nadal się buntuje i walczy ze mną.
Będą sukienki na krzesła, dwa komplety.  Niestety nie na moje krzesła, choć one też tego potrzebują. Cóż – szewc bez butów chodzi….

Pozdrawiam stałych i nowych Gości 
Ewa

wtorek, 8 stycznia 2013

I znowu o zwierzakach...

Witajcie,
 Parę dni temu porządkowałam bałagan zdjeciowy w folderach i okazało się,  że mamy bardzo dużo zdjęć naszych zwierząt, kompletnie nie uporządkowanych. Jak zaczęłam je ogladać to "wsiąkłam" na dobre 2 godzinki.
Wróciłam pamięcią do czasu kiedy pojawiły się w naszym domu.W zasadzie żadne z tych zwierząt nie trafiło do nas w normalny sposób.
Frajda, Golden Retriever - pies kupiony na raty ! To nie zart. Napisałam już o tym wcześniej TU
Mojo kotka- mieszaniec  Mine Coon przygarnięty, bo niestety jej mama - rasowa kotka  postanowiła zwiać z domu  i urodzić niechciane kocieta.
Chaos pies, Flat Coated Retriever,  porzucony i chory, znajda z ulicy. Jego historię opisałam TU.
Luna kotka - 6 tygodniowy przerażony kociak, wrzeszczący straszliwie w rowie przy torach kolejowych.
A teraz nie wyobrażam sobie domu bez zwierząt i tylko rozsądek powstrzymuje mnie przed przygarnięciem kolejnych, bo wiem, że na razie nie będę miała tyle czasu aby się zaopiekować większą ilością futrzaków.
A teraz zdjęcia naszych milusińskich. W zasadzie milusińskich jest trzy sztuki, bo kotka Mine Coon to straszna "jędza" humorzasta i niedotykalska. Potrafi nieźle ugryźć w kostkę albo pazurkim zahaczyć jak coś sie jej nie podoba. Taki charakterek.
 FRAJDA
 pierwszy dzień w nowym domu 

Poniżej konsekwencja posiadania Goldena kochajacego kałuże i błotko
 i Dama po gruntownym czyszczeniu :)
CHAOS
pierwszy dzień w nowym domu, miał ok. 10 miesięcy
 ....i bardzo poważny, zdrowy i  dorosły pies, teraz 58 kg szczęścia!

MOJO (Modżo - złośnica)
Wiek 6 miesiecy
 dorosła złośnica

LUNA
 ...ja? ja tego wcale nie zrobiłam!!!

...ot i cała menażeria. bardzo absorbująca, wszędzie ich pełno a zwłaszcza wieczorem w naszym łużku. Ale nie mam juz siły z tym walczyć :) a najwspanialsza chwila to ta, kiedy wracam zmęczona po całym dniu pracy do domu a od progu wita mnie bezgraniczna psia radość!

środa, 2 stycznia 2013

Opowieść o kotku - czyli każde życie jest cenne

Witajcie  w Nowym Roku. Chociaż uzbierało się trochę prac  z minionego roku  do pokazania to dziś będzie opowieść o małym kotku.

W październiku ubiegłego roku  nasza kotka, choć nie miała prawa wg wszelkich zasad również medycznych,  urodziła dwa kotki. Wprawiła w osłupienie zarówno nas jak i weterynarza, który wcześniej podał jej leki hormonalne aby następnej ciąży NIE BYŁO. Zastrzyk był zamiast planowanej sterylizacji, bo nasza kotka była w trakcie leczenia antybiotykami i zbyt słaba na narkozę.

Nasze osłupienie przeszło w przerażenie gdy w pierwszej dobie okazało się, że kotka prawie nie ma pokarmu a w trzeciej dobie odrzuciła kocięta zupełnie i przestała się nimi zajmować.. Nawet nam nie przyszło do głowy żeby szukać innych rozwiązań niż ratowanie życia maluchom, więc od pierwszej doby dokarmialiśmy je najpierw doraźnie potem już na cały etat. Wstawaliśmy w nocy jak do niemowląt. Niestety w przypadku białej długowłosej koteczki ponieśliśmy porażkę, nie chciała jeść, traciła na wadze, pojechaliśmy do Weta, który powiedział, że jej nie możemy uratować za to drugi koteczek miał wolę życia. Cóż to były za dwa miesiące! Zupełnie jakbym niemowlę w domu miała, karmienie, masowanie brzuszka, bo mały kotek nie ma dobrze rozwiniętego odruchu trawienia. Codzienne ważenie i sprawdzanie czy przybiera na wadze… Kotek rósł zdrowo ale był bardzo drobny i chudziutki, sierść nie rosła prawidłowo bo na brzuszku był prawie łysy jak sfinks. Cóż mleko matki zawsze jest najlepsze, zastępcze nie miało wszystkich potrzebnych składników.  Ponieważ brakowało mu matczynego ciepła spał z ciepłym termoforem w pudełku.  Weterynarz czuwał nad kotkiem i potwierdził, że nadrobi braki jak przejdzie na stały pokarm. Mój mąż, który był na zwolnieniu mógł się nim opiekować w ciągu dnia przez pierwsze tygodnie. 
Po miesiącu kotek na 8 godzin „chodził do przedszkola” do naszej rodziny mieszkającej po sąsiedzku. Potem zaczęła się nauka jedzenia stałego pokarmu i picia mleka z butelki.  I mały cwaniak pałaszował karmę z miseczki ale mleczko nadal wolał  pić  z malutkiej butelki ze smoczkiem. 
 Kiedy Arbuz  ( takie dostał „robocze” imię) skończył 2 miesiące znalazła się rodzina zastępcza, choć nie chcieliśmy się z nim rozstawać. Nasze psy bardzo polubiły kotka,  za to nasze kotki stanowczo były wrogo nastawione.
Na zdjęciuch poniżej ma 2 miesiące

 Mały Arbuz  wazy już 1,5 kilograma i jest pięknym  zdrowym kotem. Sierść wyrosła jak trzeba. Kot zamiast prążków ma na brzuchu cętki jak lampart. Kolor dość niezwykły bo szaro niebieski i do tego niebieskie oczy. Zobaczcie sami w jakie luksusy opływa, a nowa rodzina go uwielbia. To jest dla nas najlepsza nagroda za trudy wychowawcze, w końcu przez 2 miesiące byliśmy „jego mamą” i nadal za nim tęsknimy. Teraz już ponad 3 miesięczny kocurek jest w pełni sił. Podobno niezły z  niego łobuziak.