Przyszła Pani Jesień… najpierw nas rozpieszczała letnimi
temperaturami, żeby potem w ciągu tygodnia zmrozić nas i przypomnieć, że czeka nas niebawem zima. Dobrze, że zdążyłam zrobić parę
jesiennych zdjęć ogrodu, hortensji bukietowej i przebarwiającemu
się winobluszczowi.
W piątek i w sobotę mieliśmy w nocy
5-cio stopniowy mróz.
Nie było mnie w domu więc nie okryte rośliny
kwitnące
zrobiły się czarne.
Młody miłorząb posadzony dwa tygodnie temu
zupełnie stracił liście a przepięknie wybarwiony winobluszcz jest teraz kupą
zwiędłych brązowych, zwisających liści
zwarzonych przez mróz.
Żal mi bardzo, bo
jesienią stanowi wspaniały widok i jest ozdobą ogrodu.
Cóż, na pogodę nie mamy wpływu.
Teraz już jestem „uzbrojona”
w worki jutowe i
agrowłókninę. Sprawdzam
prognozy i w razie czego okryję co wrażliwsze rośliny. Z jesiennych dekoracji
zostały mi tylko wrzosy, bo świeżo kupioną miniaturową śliczną chryzantemę też zważył
mróz.
A w domu na dobre zabrałam
się za opatulanie, w kominku ogień płonie nieprzerwanie od 3 dni.
Ponieważ dla Bożenki
do krzesła z
poprzedniego postu szyję poduchy
na krzesła to
z rozpędu
przygotowałam
do szycia nowe zasłony i poduchy na kanapę.
Tak mnie to nakręciło, że chyba pójdę za
ciosem i odświeżę cały salon, już zaplanowałam malowanie i małe przemeblowanie.
A to wszystko jak zwykle w międzyczasie, bo przecież cały czas robię bombki i
przemalowuję różne starocie, żeby Wam pokazać kolejny odcinek
Rupiecio-odnawiania. Pomimo chłodu i coraz krótszego dnia staram się wykrzesać
z siebie energię. Mobilizuję się kawą z kardamonem, czekoladą
i
wynajduje sobie ciągle nowe wyzwania i projekty, żeby nie gnuśnieć na
kanapie pod kocykiem, bo potem trudno mi wrócić
na odpowiednie tory działania.