Czy ten spadek życzliwości i dobrych relacji międzyludzkich to wynik pandemii? Czy ona tylko wyjaskrawiła te problemy?
Dawno nie było tu żadnych refleksji, bo jak tu
wracać do trudnych sytuacji związanych z ograniczeniami i zmianami
codzienności jakie narzuciła nam pandemia.
To już dwa lata, więc większość z nas stara się przystosować, żyć
normalnie i doceniać rzeczy ważne. Pandemia nas wystraszyła,
przytłoczyła i ograniczyła na miesiące bezpośrednie kontakty,
rozdzieliła rodziny pomiędzy różnymi krajami. Nas na prawie dwa lata
rozdzieliła z córką. To nie było łatwe. Spędzone osobno święta, strach o
naszych seniorów. Potem dylematy czy się szczepić...
Miłość, rodzina, codzienna życzliwość, wyciągnięta ręka z pomocą i
drobne gesty świadczące o człowieczeństwie. Ale spotykam też ludzi,
którzy są tak skupieni na własnym JA, że nie zauważają wokół siebie
ludzi, drugi człowiek jest dla nich przedmiotem, narzędziem do
załatwienia swoich spraw albo przeszkodą. Czasem obiektem rozrywki i
wyśmiewania. Mam wrażenie, że ludzie są teraz nastawieni na przetrwanie jak drapieżniki w świecie zwierząt. Wygra osobnik silniejszy, sprytniejszy i mający za sobą stado sobie podobnych. Liczy się tylko MIEĆ. A im jestem starsza, tym bardziej męczy mnie konieczność obcowania z nimi a przez doświadczenia rozpoznaję ich wyraźniej i odczuwam takie zachowania bardziej boleśnie.
Sprzyja temu też internet, tam często tacy ludzie czują się bezkarni.
W sieci można taką agresję słowną czy niewłaściwe zachowanie
napiętnować. Czasem kiedy widzę takie nienawistne komentarze, na
przykład na FB, na grupach dla twórców lub na grupach ogrodniczych,
gdzie szukam inspiracji i ludzi z podobną pasją, trafiam na takich
trolli. I chociaż nie dotyczą mnie, to jest mi zwyczajnie przykro to
czytać i wstyd za nich.
Gdzie się podziała życzliwość, klasa lub choćby zasada " żyj i pozwól żyć innym".
Czy sama jestem bez winy? Chyba nie, bo każdy w myślach lub słowach
skrytykuje, powie coś niewłaściwego w przypływie złości, poczucia
krzywdy. Ale w sobie tego nie akceptuje i mam nadzieję reagować tak jak
najrzadziej. Takie ostatnie przemyślenia, w reakcji na swoje I innych
zachowania.
Cieszę się, że przed bylejakością ludzkich zachowań i relacji mogę
odetchnąć wśród bliskich, prawdziwych przyjaciół "których poznaje się w
biedzie", wśród sztuki, piękna i tworzenia. Tam czuje się jak u siebie,
bezpiecznie.
A Wy co o tym sądzicie? Też szukacie bezpieczeństwa czy raczej się konfrontujecie z problemem?
Ja uciekam w tworzenie, coraz to nowe projekty, cieszę się każdym dobrze przeżytym dniem.
I przesyłam Wam trochę "mojej" jesieni