Czy ja to jestem jakaś dziwna? Ekscytuje się upolowanymi starociami za grosze
jak by były „ze złota” Jak przyjdzie
paczka to odpakowuje z biciem serca, cieszę się jak dziecko i od razu pomysły cisną
się do głowy…. a szare komórki pracują: kiedy znajdę czas żeby wziąć mebel, lampę czy
inny rupieć w obroty. W ten sposób pokój
„mający być w przyszłości gabinetem” stał się po trosze magazynem staroci a piotrosze
pracownią. A zawartość jest imponująca; 4 półki, witryna, komoda, stolik kawowy, fotel
bujany, stare eklektyczne podstawy od
stołu, stara niemiecka maszyna do szycia wraz z drewnianym stołem. A zapomniałam jeszcze o secesyjnym stole rezydującym
w pokoju u syna oraz nadstawce od kredensu. Oprócz tego stałe meble z
przeznaczeniem do gabinetu, które też czekają na renowację. Po obejrzeniu tych
zbiorów doszłam do wniosku, że to nie jest normalne i zastanowiłam się, które
meble rzeczywiście jeszcze się zmieszczą w naszym domu a które kupiłam pod
wpływem impulsu lub chwilowego ataku
szaleństwa (jak zwał tak zwał, pewnie mój mąż podkreślił by te drugie
określenie) i powinnam się z nimi rozstać. Przecież muszę w końcu odzyskać pokój i urządzić prawdziwą gabineto – pracownię. Mam
dość graciarni. Plan jest. Teraz trzeba go systematycznie wprowadzać w czyn. I
tu następuje powrót do pierwotnego pytania. Czy ja jestem jakaś dziwna?! Bo w ubiegłym tygodniu znowu upolowałam… lampę
mosiężną z prawdziwym marmurem. Wprawdzie abażur chyba nie jest od tej lampy
ale jest niezwykle urokliwy z aksamitnymi
wstążkami i taśmami. Jest za duży do tej podstawy ale będzie do innej lampy.
No i szafeczka – nakastlik. Będzie pasowała do ramy łóżka
dziecięcego, które mam na strychu. Tylko że przecież ja nie mam jeszcze wnuków
a w rodzinie wszystkie dzieci już dorosły… ale mam na ten dziecięcy komplecik
wspaniały pomysł.....
Czy to się leczy? Jestem uzależniona? Wiadomość z ostatniej
chwili: kupiłam małą ramę okienną z
łukiem, bo ma potencjał aby zostać lustrem.
Tylko ja już nie mam miejsca na kolejne
lustro! A może sprzedam jakieś swoje
stare aby zrobić dla nowego miejsce?
Najbliższe weekendy pod znakiem malowania mebli i pisanek.
Trzymajcie kciuki obym dała radę.
No to ja tez jestem dziwna. Takie polowania cieszą mnie często bardziej niż zwykle zakupy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawia
Marta
Dasz radę w weekend:)) pewnie, że dasz!!:)
OdpowiedzUsuńA to uzależnienie jest na szczęście ..nieuleczalne:))) hihi:) i dobrze, że coraz więcej takich "dziwnych" osób;)
Pozdrawiam cieplutko!:)
Ps ..możesz nawet tutaj na blogu zamieścić informację o przedmiotach jakich byś się chciała pozbyć - by zrobić miejsce nowym, możliwe, że znajdą się chętni:)
Z pewnoscia dasz rade, a my bedziemy podziwiac Twoje prace:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTo się oczywiście leczy .......tylko po co ??????
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z nadzieją, że jednak nie wyzdrowiejesz.
Oj tam, oj tam... Taką dziwność nie każdy może mieć:-) A dzięki temu, że ją masz możemy wszyscy podziwiać Twoje dzieła :-)
OdpowiedzUsuńszafeczka <3
OdpowiedzUsuńHehe,Ewuś na pewno nie jesteś osamotniona w tym swoim "szaleństwie"-uwierz mi ;p Co prawda ja mebli tak namiętnie nie kupuję bo po prostu w moimM nie mam już miejsca ale jak bym miała większe mieszkanko a jeszcze lepiej dom wolnostojący,to z pewnością miałabym i taką manię :))
OdpowiedzUsuńMoże po prostu wystaw na sprzedaż to ,czego nie używasz lub ci się nie przyda. Tylko jak zdecydować ,które rzeczy są właśnie takie ;p
Pozdrawiam!
Hahaha skąd ja to znam:)) Mam bzika na punkcie rzeczy do domu, zarówno nowych jak i przerobionych, bądź samodzielnie zrobionych:) I wiecznie tylko dokupuje, przestawiam, urządzam. No uwielbiam tak!:)) Uściski przesyłam:)
OdpowiedzUsuńhmmm jak czytam tego posta to jakbym ja go pisała o sobie samej. Ja już drugi rok garażuję samochodem pod gołym niebem, a w garażu stoją meble i graty z tzw potencjałem i to co,że już drugą zimę drapię co rano szyby w samochodzie - przecież ich nie wyrzucę (stół, maszyna, szafa, półki, ramy okienne z przeznaczeniem jak u ciebie itd itp). A mój mąż wciąż mnie straszy, że jak się- "łagodnie rzecz ujmując"- zdenerwuje to mi to wszystko potnie. Jak to dobrze, że inni też chorują na tego typu choroby, bo już myślałam, że jestem dziwakiem, albo mam zapędy na jakiegoś kloszarda, czy zbieracza złomu haha. Pozdrawiam Kasia
OdpowiedzUsuń:)) tylko się z tego nie lecz:)) to daje tyle radości:))
OdpowiedzUsuńTego sie nie leczy!!!! I dobrze!!!!! Piekne rzeczy!
OdpowiedzUsuńTeż mam tego składowirusa :) W mojej małej miejscowości mało okazji do takich fajnych nabytków - ŻAL- przepiękne rzeczy wyszukałaś, podstawa lampy genialna po prostu!
OdpowiedzUsuń:)))))
OdpowiedzUsuń:)))))
OdpowiedzUsuń:)))))
OdpowiedzUsuńPiękna lampę wypatrzyłaś.Tu nie ma co leczyć bo Twoja pasja jest piękna a dawanie tym starym przedmiotom nowego zycia to wielki artyzm.Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńCzy to się leczy nie jest pytanie. Pytanie jest czy chcesz być z tego wyleczona. ;-) Chyba nieeeeeeeeeeee!!!!!! :-)))))
OdpowiedzUsuńmam to samo! też się cieszę jak głupia że kupię jakiegoś śmiecia za grosze a potem nadaję mu nowe życie :D
OdpowiedzUsuńi też mi już brakuje miejsca... a żal pozbywać się by zrobić miejsce...
witaj w klubie ;)
OdpowiedzUsuńTo chyba się nie powinno leczyć, choć szerzy się jak zaraza. Pozdrowienia od dawno zarażonej... ;)
OdpowiedzUsuńMoże leczyć to nie:) ale trzymać w ryzach na pewno.Ci jakis czas warto zrobić rachunek sumienia. U mnie szybciej przybywa mebli niz nadążam je odnawiać czy malować i to jest mój problem. Pozbyłam sie jednego stolika, półki i komódki to mam juz na to miejsce po 3 nowe:)))
UsuńJak widać takich "dziwnych" jest sporo. Ja też do nich należę i rozumiem cię całkowicie. Nie uważasz, że to całkiem miłe dziwactwo. Ja uwielbiam chodzić po sklepach ze starociami. Więcej radości sprawia mi kupienie starej ręcznie robionej, pożółkłej koronki niż fajnego ciucha. Mój mąż z politowaniem kiwa głową ale ze spokojem znosi moje dziwactwa. Dużo ciekawych pomysłów Ci życzę no i czasu na ich wykonanie. Mi go ciągle brakuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Pewnie gdyby czasu było więcej, to nowe odnowione mebelki ustawiła bym sobie w miejsce starych a stare odsprzedała. A tak to pokój ciągle pełny:)
Usuńabsolutnie tego nie lecz:)))
OdpowiedzUsuńJesli pojdziesz sie leczyc, to ide z Toba:) Razem-razniej.
OdpowiedzUsuńWiesz, ja udaje, ze nie widze, jak mi najblizsi rysuja kolka na czole;)
A tak serio, dajesz tym przedmiotom drugie zycie i to jest fantastyczne!
Pozdrawiam goraco:)
Witaj pewnie można by próbować leczyć ale czy jest sens skoro jakby nie było to przyjemne hobby, też mam objawy tej choroby :) i też mało miejsca i też wielki apetyt na wszystko co stare tylko pewnie mniej czasu bo mam jeszcze małe dzieci :) Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńP.S. Może założymy klub CNS Chory Na Starocie chyba, że masz lepszy pomysł
Ewuniu z mnóstwem talentów i Wy,Kobiety Miłe nawet nie wiecie jaką terapię zafundowałyście Bożenie z Podbeskidzia. Chora nieuleczalnie na starocie, na graty wszelakie i przydasie nie koniecznie zabytkowe. Jestem p o utarczkach ze Ślubnym: albo ja, albo te kołatki w starym, śląskim kredensie!! Ostał się i Ślubny i kredens... Dobrze jest! Szukam starej szafy, komody, więc jak Która z Was ma namiary, będę wdzięczna. U mnie zbywa stara szalkowa waga, stara lampa i żelazko na węgiel drzewny...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Bożena z Podbeskidzia.
Szafy i komody na razie nie mam wolnej ale już wiem na pewno że z białym fotelem bujanym który wykańczm i paroma półkami będę musiała się rozstać. Znalazłam też świeczniki metalowo rattanowe i jedną nadplanową lampę. Parę małych obrazków w stylu retro. Piękny secesyjny stół po odnowieniu też raczej odsprzedam. Resztę jeszcze przeglądam.
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam?
OdpowiedzUsuńTylko u mnie meble nie grają pierwszych skrzypiec, ale kołowrotki, wrzeciona, krosna, czółenka, wełny, runa owcze i inne takie :P I też mam tego od groma i jeszcze troszkę i oglądam się za nowym.
A właśnie zaczęłam ogracać mieszkanie, bo się przez te wszystkie szpargały przestajemy mieścić na naszej i tak małej przestrzeni.
I jeśli to jest nienormalne, to mnie ta nienormalność nie bardzo przeszkadza ;)
Witaj w gronie dziwaków! Tego się nie leczy, no chyba że siekierką ;)
OdpowiedzUsuńMój garaż nie widział samochodu już kilka lat...
Zdecydowanie JESTEŚ uzależniona. Ale w żadnym wypadku nie zażywaj żadnego medykamentu! Takich przyjemnych dolegliwości NIE WOLNO leczyć! Pielęgnuj, pielęgnuj:-)
OdpowiedzUsuń