piątek, 28 czerwca 2013

Przemyślenia przychodzą z wiekiem



Niektóre przemyślenia przychodzą z wiekiem. Kiedy byliśmy młodą rodziną czas pędził nieubłaganie, brakowało dnia na zrobienie wszystkich, wydawało by się niezbędnych rzeczy. Bieganina: dom, praca, przedszkole, szkoła, odrabianie lekcji, obiad, a jeszcze rozmowy z dziećmi a może spacer. Nie wspomnę o niezbędnych pracach domowych, sprzątaniu, praniu… Pamiętam jak marzyłam wtedy o długiej kąpieli w pianie, bez ciągłego „MAMO! MAMO!” O chwili ciszy, spokoju. Na wakacje czekaliśmy zawsze niecierpliwie, bo odchodziły obowiązki szkolne a dziadkowie zabierali dzieci na działkę na tydzień lub dwa. Pierwszego dnia po ich wyjeździe chłonęliśmy ciszę!  Po dwóch, trzech dniach było za cicho, brakowało tupiących nóżek i tego MAMO! MAMO! Potem popołudniami zamiast odpoczywać, nadrabialiśmy prace domowe, remonty, malowanie i generalne sprzątanie pokoi dziecinnych. A potem tęskniliśmy za dziećmi i w weekend wsiadaliśmy w samochód i hajda na działkę, do dzieci. A tam harmider, zamieszanie, śniadanko, obiadek i MAMO, MAMO! Czyli wszystko w normie J Oj brakowało nam tego.
Teraz jesteśmy starsi, dzieci prawie dorosłe. Prawie, bo choć już pełnoletnie i po dwudziestce to nadal pod naszymi skrzydłami, dopiero wchodzą w dorosłe życie. Teraz czas pochłaniają mi inne sprawy. Wcześniej moi rodzice całkowicie angażowali się  w pomoc nam, gdy dzieci były chore i w czasie wakacji. Babcia przyjeżdżała przez kilka lat z sąsiedniego miasteczka, odbierała je ze szkoły, dbała by do naszego powrotu z pracy zjadły obiad i odrobiły przynajmniej część lekcji a potem wracała do siebie.
Teraz role się odwróciły, Tato odszedł a ja opiekuję się  Mamą. Życie zatacza krąg. Wszystko ma swoje miejsce i czas.
Teraz ja mam zaprzątniętą głowę troską o przyszłość moich dzieci. Jak sobie poradzą w dorosłym życiu w tym agresywnym otoczeniu,  bo to że starsi ludzie sobie nie radzą to już wiem.
Cywilizacja, komercja, pogoń za pieniądzem rodzi określone skutki dla naszego życia i nie tylko te dobre. Mnie samej czasem trudno jest zrozumieć ludzkie zachowania, brakuje mi na co dzień zwykłej życzliwości, uprzejmości. Z konieczności jesteśmy związani różnymi umowami z firmami; a to na Internet, telefon a to polisą na samochód czy z bankiem. Powiem Wam, że pomimo mam 20 letnie doświadczenie w pracy w instytucjach finansowych to sama mam czasem problem ze zrozumieniem, dlaczego często takie instytucje próbują postępować nieuczciwie. Miałam w ciągu ostatnich paru miesięcy kilkakrotnie przykład, że  siwe włosy klienta zamiast  budzić szacunek i chęć pomocy są powodem do naciągnięcia, oszukania i wprowadzenia w błąd starszej osoby. Pytam DLACZEGO!?
Ofiarą takiego Towarzystwa ubezpieczeniowego padła moja Mama. Zwykła polisa na Auto Casco na samochód, wypadek i duże uszkodzenia pojazdu. Towarzystwo postanowiło zrobić szkodę całkowitą ( z polisy AC) i wypłacić 6 tys. a samochód wymaga napraw blacharskich ale jest sprawny jeździ a uszkodzony jest dość poważnie bok samochodu.  Towarzystwo dąży do naciągnięcia kosztorysu do 70% wartości pojazdu  ( zaniżając jednocześnie jego wartość rynkową) a naprawa wg warsztatu będzie tańsza. Rzeczoznawca Towarzystwa powrzucał części do wymiany – na podstawie zdjęć samochodu. Bez oględzin. Nic dziwnego, że zamiast lakierować zderzak uznał że trzeba go wymienić. Wynik:  chcą wypłacić 6 tys. za szkodę całkowitą zamiast 14 tys. na naprawę samochodu. Dla firmy czysty zysk!  A co ma zrobić stary człowiek, który łatwowiernie zawierzył nieuczciwemu warsztatowi, który wraz z Towarzystwem zawyżył koszty naprawy. A no, teraz ja się odwołuję, żądam oględzin rzeczoznawcy, pisze kolejne pisma, konsultuje się z prawnikiem.  Teraz już dla Towarzystwa Mama nie jest ważnym  klientem,  teraz jest  petentem co ma roszczenie.
Dla mnie większość firm świadczących usługi: operatorzy telefoniczni, telewizje, banki, towarzystwa ubezpieczeniowe … i inni prowadzą nie tyle konkurencyjną walkę o klienta co agresywną sprzedaż, bez  żadnych zasad i ludzkiego podejścia. Reklamy są stekiem bzdur. A potem jak chce się wyegzekwować odpowiedzialność drugiej strony umowy to SCHODY! 
Z tego właśnie powodu źle mi sie pracowało w korporacjach finansowych, z tego tez powodu pracuje teraz w firmie, która wspiera innych  przedsiębiorców w zawieraniu Uczciwych umów, bez zapisów drobnym druczkiem i pomaga gdy korporacje stosują nieuczciwe praktyki rynkowe. Jak widzicie czasami muszę też pomóc sobie samej, bo rodzice zawarli polisę w dobrej wierze,  bez konsultacji ze mną i wydawała się OK.

Takie oto sprawy zaprzątają moją głowę, nowe prace "rozgrzebane" czekają a z znajdę chwilkę aby do nich powrócić.

wtorek, 25 czerwca 2013

W upale i strumieniach deszczu oraz małe pocieszacze


Pogoda się na nas „uwzięła”  Jestem rozdarta pomiędzy ratowaniem ogrodu po ulewach a malowaniem, szyciem i odnawianiem mebli do gabinetu!  Od tygodnia nad naszym domem przechodzą kolejne nawałnice. W piątek była burza tak gwałtowna, że u nas zerwało pokrycie dachu z wiaty gospodarczej a u  sąsiadów połamało i  powyrywało drzewa.  Grad wielkości orzechów włoskich dosłownie poszatkował rośliny na południowej ścianie domu. Całą sobotę usuwaliśmy skutki burzy i nie ruszyliśmy z planowanymi pracami. Ledwie parę drewnianych  paneli ogrodzeniowych udało się pomalować impregnatem.
Ogród i taras po przejściu gradu wyglądał tak, że musiałam wszystkie paprocie, rozchodniki, i inne kruche rośliny przyciąć przy ziemi. Cały ogród był usiany połamanymi gałęziami i zerwanymi liśćmi.
Zgrabiliśmy kilka taczek tego wszystkiego.



Na pocieszenie otrzymałam cudną przesyłkę od Anety z Domu pod Sosnami.  Wygrałam smakowite i aromatyczne Candy u Anetki, która prowadzi gospodarstwo ekologiczne i agroturystyczne. Od ubiegłego roku wymarzyłam sobie pobyt u Niej. Miejsce jest urokliwe i z klimatem, otoczone przez las. Cisza, spokój  i błogostan :) Wokół piękna przyroda Łużyc, dużo ciekawych zabytków …. Wszystko czego nam  trzeba do zregenerowania sił.  Zresztą zobaczcie same jak przytulne są pokoiki w klimacie retro i jaka piękna zieleń w ogrodzie: Dom pod Sosnami. 
A w paczuszce były zestawy aromatycznych ziół w cudnym woreczku oraz  przetwory w słoiczkach ubranych w kolorowe kapturki. Już zdobią moją półkę w kuchni. Dziękuje Anetko!
 Drugi pocieszacz to trzy krzaczki lawendy od córki. Zastąpią mi zniszczone przez grad surfinie. 
 A trzeci pocieszacz zrobiłam sobie sama – kolejny bukiet polnych kwiatów i zółte nachyłki z mojego ogródka, które przetrwały gradobicie.

piątek, 21 czerwca 2013

znów ogrodowo... i pracowicie

Witajcie!
znów dziś u mnie ogrodowo, bo pogoda wymarzona do prac, no może po za komarami. które są tak agresywne że żadne środki odstraszające im nie straszne:)
Kocham róże ale do dziś miałam jeden krzaczek. Nie mogłam się oprzeć szczepionej na pniu róży drobnokwiatowej. Ma w nazwie królewska więc muszę ja teraz traktować po królewsku żeby mi nie zmarniała.
 Mimo tej niedogodności "komarowych" pracujemy nad tyłem ogrodu. Mam już 3 metrową pergolę przy tarasie, na którą  mozolnie przeniosłam pnącze. Parę pędów się uszkodziło ale winobluszcz wspaniale u nas rośnie wiec niebawem wróci do formy. A oto dzieło mojego M. Pierwsza pergola pod pnącza zrobiona a on  już wie, że potrzebuję dwie kolejne: pod  róże pnące i klematisy. Nie prezentuje całej swej urody bo z tyłu, na tarasie  nadal stoi altana. Zmiany zajmą nam jeszcze parę tygodni. Pracami tak naprawdę rządzi pogoda, ich tempo zależy od opadów i temperatury a nie od naszych chęci :)

Wydarłam (dosłownie) zachwaszczonej powierzchni działki  kolejną rabatę, posadziłam już roślinki, teraz czekam aż zakwitną dalie, rudbekia i kanny. A jesienią po obu stronach rabaty zakwitną hortensje wiechowate: jedna na cytrynowo biała, druga na różowa. Teraz pozostaje wykonać obwódkę z kamienia i żwiru i poczekać na kwiaty.

Cała rabata jest obsadzona bylinami, które się rozrosły w innych miejscach i wiem, że dobrze znoszą glebę na naszej działce. Co roku dzielę wiec byliny: rudbekie, nachyłki, kosaćce, kanny, funkie i robię kolejną rabatę. Metoda oszczędna, bo dokupuję jedynie pojedyncze rośliny. Na wiosnę przygotowuję też sadzonki dereni i wierzb. W ten sposób mam już  dwie wierzby mandżurskie  i cztery pospolite, którymi obsadzam ogrodzenie. Dobrze znoszą cięcie, więc można z nich  formować   krzewy o potrzebnym rozmiarze. Do nich dosadzę kolorowe derenie o czerwonych pędach, parę roślin zimozielonych i będę miała żywopłot jaki lubię - urozmaicony.
Rząd tuj w formie żywopłotu odpada, bo po pierwsze mam dużego psa, który zniszczy go w jeden sezon, a po drugie jest monotonny a ja uwielbiam krzewy o kolorowych liściach: berberysy, derenie, tawuły i pęcherznice. Minus jest taki, że zimą wszystko poza iglakami jest "nagie" , więc dosadzę sosny i niskie świerki w dwóch kolorach.
Żywopłot wzdłuż ogrodzenia z tyłu powinien wyglądać podobnie jak rabata z krzewów i bylin, , którą założyłam z przodu domu.


 Podstawą rabaty jest kilka żywotników - tuj, które zniszczył pies i zostały wystrzyżone w kule, do tego bordowe berberysy, dereń, tawuły Gold, irga błyszcząca. Na wiosnę na pierwszym planie kwitną prymule i tulipany a latem liliowce. Może kompozycje niezbyt wyszukana, ale przy naszych warunkach glebowych i częstych podtopieniach sprawdza się już cztery lata. Reszta kwiatów musi być w donicach!


Ogółem ogród trochę zdziczał, bo nie skupiam się na pielęgnacji starej części a na tworzeniu następnej części ogrodu. Niektóre rośliny tak wybujały, że wymagają przesadzenia. Generalnie to jak wychodzę do ogrodu i rozejrzę się, to zastanawiam się co najpierw: walka z chorobami grzybowymi czy z chwastami, a może zabrać się za renowacje warzywnika? Najgorzej jest jak pojadę na targ i wpadną mi w łapki kolejne rośliny - muszę się powstrzymać od kupna, bo przecież jeszcze miejsce nie przygotowane. Oj, brak mi cierpliwości i zastanawiam się jak to będzie wspaniale jak już skończę listę prac.
I wiem że wtedy będę  dosadzać na rabatach wymagające rośliny, na pielęgnacje których będzie wreszcie czas. Będę też częściej siadywać na tarasie i patrzeć na ogród tak dla przyjemności a nie dla zaplanowania kolejnych pracowitych weekendów. O jej! ale wtedy będzie fajnie!!!
Ale czy na pewno nie wyniosę na ten taras kolejnego mebla do malowania? Albo nie wypatrzę sokolim wzrokiem chwastów  na rabatce, czy aby na pewno posiedzę nic nie robiąc?
Bardzo wątpię :)
Bukiet polnych kwiatków dla Wszystkich Miłych Gości, zebrany na łące, w drodze z pracy:)

niedziela, 16 czerwca 2013

Małe kroczki do wielkiego tarasu :)




Czekając na spełnienie marzenia o pięknym , przytulnym tarasie tworzę sobie namiastki tegoż. Marzenie o wykończonym tarasie jest jak najbardziej realne ale  z powodu nagłych „dziur do łatania’’ odsuwa się w czasie na kolejny sezon. Zmieniający się klimat, duża ilość opadów wymusza na nas co sezon  wydatki na kolejne usprawnienia związane z odwodnieniem działki. W tym sezonie znów kolejne wydatki  przesunęły wykończenie powierzchni tarasu gresem na bliżej nie znany termin a jak nie ma posadzki to nie możemy postawić pergoli z balustradą, buuuu…  A ja już  w ubiegłym roku posadziłam winobluszcz, żeby w tym roku zaczął oplatać konstrukcję pergoli, której nie ma!  Znalazły się środki zaradcze, postawimy kratki z boku na których wesprze się roślina. Przyzwyczaiłam się do ciągłego przesuwania się terminów realizacji naszych planów związanych z otoczeniem domu.  Pisałam kiedyś o metodzie małych kroczków.
 Dziś chciałam Wam pokazać jak poprawiam sobie humor robiąc drobne kąciki, dekoracje które na ten moment pozwalają mi wypoczywać  w atmosferze i kolorach jakie lubię, zanim ostatecznie będę mogła zadomowić się na wykończonym tarasie.

Urządziłam sobie taki kącik z odnowionego stolika, foteli rattanowych i dywanika. Niby nic ale pod stopami zamiast betonu jest kawałek przyjemnej tkaniny, na stoliku pelargonia i w takim otoczeniu sympatyczniej pije się kawę.  Sprzęty są na tyle lekkie, że mogą wędrować po 30 metrowym tarasie  w zależności od potrzeb.  

Dotąd moim ulubionym miejscem jest drewniana huśtawka, na której wśród poduch nawet w chłodny wieczór, pod kocykiem można się zdrzemnąć.  Z obawy przed deszczem  mięciutka aranżacja z poduszkami pojawia się przy pięknej pogodzie.
Ponieważ drażni mnie beton na posadzce, kładę kolorowe, plecione dywaniki. Dodają koloru i co ważne dobrze się piorą.
huśtawka przed
i huśtawka po....ubraniu :)

  Jakiś czas temu pokazałam dzbanek, przerobiony ze starego emaliowanego, który kupiłam już po próbie przemalowania przez kogoś innego. Był w olejnej farbie, lekko pordzewiały.
Wystarczyło oszlifować, wyrównać powierzchnię po zaciekach olejnej, mały decoupagowy wzór, lekka przecierka na krawędziach. i mam nowy dzbanek na taras.
 Koneweczki i dbanek "w szyku" hi, hi tak mi się jakoś poustawiały... Miniatury ocynkowanych konewek to kolejny zakup w sklepiku Agi z Domoych Klimatów. Nigdy nie mogę się oprzeć kolejnym dekoracyjnym drobiazgom. Same zajrzyjcie do AGO HOME, bez zrójnowania budżetu zawsze można wypatrzyć jakiś drobiazg.
 Mój winobluszcz tak szybko się rozrasta, że w przyszłym roku będę miała   zieloną zasłonę z liści przynajmniej nad częścią  tarasu.  Na zdjęciach widać jeszcze fragmenty altany, która do tego roku  stanowiła zastępstwo pergoli ale już są gotowe  słupki i belki na podłogę do altanki więc będzie zdemontowana i przeniesiona na koniec działki. Tam będzie częścią kącika z wędzarnią i kominkiem. Takie letnie miejsce spotkań.  Ale to już kolejny mały kroczek…..

 Weekend był wspaniały i spedzony tak jak lubię: piekna pogoda, praca w ogrodzie, nowe roślinki, pielenie, ziemia,  kora ale po południu chwilka wytchnienia, pyszne jedzonko z grilla, spałaszowane na tarasie z rodziną w komplecie :) A przy studentach w domu, to rzadkość,  bo zazwyczaj wieczorami na imprezach a nie przy mamusi  hi, hi... Obecność córki w domu zawdzięczam sesji egzaminacyjnej. Siedzi w domu i zakuwa !  
 Miłego tygodnia dla Wszystkich.