niedziela, 28 listopada 2010

Przedświąteczny nawał pracy

Wpadłam w wir przedświątecznych prac, i to nie tych domowych. Moje rękodzielnicze szaleństwo przynosi rezultaty. Powstało parę drobiazgów dla dzieci, trochę serduszek (uwielbiam je szyć) ozdoby świąteczne.Dziś znajdę trochę czasu na wklejenie fotek. Musicie mi wybaczyć, że nie zawsze są tak ładne jak na innych blogach, dopiero się uczę ... Cały czas nie mogę uwierzyć że odważyłam się je pokazywać.



Czasu bardzo mało, do pracy nie chce się wychodzić, bo dom też czeka na świąteczne sprzątanko zwłaszcza że moje sierściuchy odkąd zaczęła się jesienna pogoda wnoszą tony błotka do domu! A nie sposób co parę dni kąpać dwa psiaki ważące ponad 40 kg. A "pranie" kotów tez nie wchodzi w rachubę. Po takiej próbie wyglądałabym jak ofiara psychopaty z horroru. Zresztą same zobaczcie moja menażerię:


czwartek, 25 listopada 2010

Zimowa melancholia

Jesienne i zimowe szarugi zawsze przyprawiają mnie o stany depresyjne. Bez czekolady (lepiej smakuje niż magnez w tabletkach tylko kilogramów przysparza), kocyka i ognia w kominku ani rusz. Siedząc w ciepłym domku staram się wtedy wyszukiwać dobre strony obecnego stanu pogody i dziękuję za to że mam mój wymarzony kominek.
W takich okolicznościach zawsze wracam pamięcią do czasów kiedy mały domek z gankiem wspartym na kolumnach był tylko w sferze marzeń; że o własnym ogródku już nie wspomnę... I nagle parę lat temu przyszło olśnienie: ..inni też nie mają ogromnych pieniędzy a budują! Od czego są banki. Najpierw pojawił się kawałek własnej ziemi, radość była ogromna bo jak uczył mnie mój Dziadek, ziemia to po ludzkim życiu największa wartość. Ale 1000 metrowa działka była w strasznym stanie, zarośnięta tak, że bez maczety nie dało się przedrzeć na jej drugi koniec. Po 2 latach dojrzeliśmy do decyzji: BUDUJEMY.  21 sierpnia 2007 robotnicy wykopali dziurę w ziemi!!! Teraz nie było już odwrotu. I dzięki temu od listopada 2008 mogę grzać się przy kominku. Marzenia się spełniają, trzeba im tylko trochę dopomóc. To co się działo w miedzy czasie wolę pominąć milczeniem…. Zarządzanie własną budową to wielka sztuka, nas  uratowało to że miałam wspaniałą ekipę. Wielkie podziękowania dla Pana Franka!
Plac budowy w 2009 roku, już po przeprowadzce wyglądał tak:

Dom po skończeniu prac 2009

Teraz od 2 lat jestem na etapie ciągłego urządzania, ściągam do domu stare meble, rozpadające się komody, szlifuje, maluje sklejam i cieszę się z efektów jak dziecko. Inspiruje mnie wszystko co ma jakąś przeszłość, duszę,  tajemnicę. Jak w jakimś składzie staroci zobaczę fotel, metalowy zardzewiały kinkiet albo ramę od obrazu i wrzeszczę „jakie to piękne” to mój mąż stuka się w głowę ale zazwyczaj pakuje to potem do bagażnika samochodu. Inna rzecz to brak czasu, który powoduje że kolejne „zdobycze” czekają na renowację miesiącami.                          
Jestem uzależniona od czasopism wnętrzarskich, zwłaszcza od Werandy Country. Często pod wpływem jakiegoś zdjęcia tam zamieszczonego wpadam na pomysł kolejnej przeróbki.
Jedynym ograniczeniem w tym „szaleństwie” urządzania domu jest chroniczny brak czasu, praca zawodowa pochłania mi 11 godzin z codziennego dnia. A robótki pozostają tylko weekendy i urlop. Ostatnio zrobiłam listę prac do wykonania: najpilniejsze sprawy to aranżacja klatki schodowej, która od przeprowadzki czeka na swoją kolej, potem wykonanie reszty lawendowych dodatków do łazienki, tapicerowanie krzeseł w jadalni, uszycie poduch i zasłon do salonu… okazało się, że lista liczy sobie ponad 20 pozycji. Mam co robić w długie zimowe wieczory. Siedzenie bezczynne przy kominku chyba odpada.
Poniżej fotki przerobionych mebli z sypialni. Fotel przyjechał z Bydgoszczy, ktoś go chciał wyrzucić na śmietnik, uszyłam nowa tapicerkę. Pokrowiec jest zdejmowany.
Szafa ukrywa telewizor, była w kolorze dębu - trochę akrylowej kremowej farby i pasuje do reszty. 
Poduszki są dowodem na moja poduszkową manię na każdym fotelu, kanapie, łóżku musi być kilka.

niedziela, 21 listopada 2010

Na poczatek .....


Jeszcze parę miesięcy temu byłam tak  umęczona  i  zdołowana pracą w poprzedniej firmie, że wręczenie mi wypowiedzenia przyjęłam jak WYBAWIENIE. Dopiero parę dni potem zaczął towarzyszyć mi strach… a co jak nie znajdę nowej pracy???
Tak było rok temu, to już przeszłość. Jednak wtedy nawet do głowy by mi nie przyszło myśleć o założeniu bloga  lub pokazywania swoich „wytworów rękodzielniczych”,  choć  szycie, przerabianie mebli  i inne robótki były odskocznią od koszmaru pracy w firmie X, która ludzi miała za nic.
Zainspirowały mnie Wasze blogi „moje bratnie dusze”,  w których w nich odkryłam tą sama pasję i radość tworzenia  czegoś z niczego, czegoś własnego…  Okazało się,  że obok  są osoby o wrażliwości na piękno, które z zapałem upiększają własne wnętrza….

na Waszych blogach  już zagościła świąteczna krzątanina, mnie tez się udzieliła.
Na razie jeszcze uczę się obsługi bloga. Spróbuję wkleić kilka fotek, choć nie wiem czy ich rozmiar i jakość będą się dobrze prezentować


To tyle na początek...
W następnym poście postaram się pokazać Wam co mnie inspiruje i efekty tej inspiracji

pozdrawiam