Oj, dużo się dzieje u nas od kilku miesięcy. Jesteśmy w
ciągłym „niedoczasie” a ja mam blogowe zaległości nie mówiąc już o
praktykowaniu decoupage. Przed urlopem
udało nam się rozwiązać kilka problemów więc wyjeżdżaliśmy z mniejszym bagażem myśli w głowach. Niestety
samochód przed urlopem odmówił posłuszeństwa
a naprawa wymagała czasu i dużych środków i po powrocie nadal jesteśmy
bez auta, co przy mieszkaniu na wsi jest dość dokuczliwe. Wyjazd na urlop
uratowało malutkie autko mojej Mamy.
Wspomnienia urlopowe z wypadu do Domu pod Sosnami wymagają
napisania osobnego posta. Na razie mogę wspomnieć, że będziemy tam wracać bo
ciągnie nas do ciepłych i serdecznych ludzi i pięknych miejsc, gościnnych i
swojskich. Dziękujemy za gościnę Anetko!
Ponadto goszcząc w Lubuskim byliśmy jeszcze
z jedną wizytą u Halszki z Bukowego Lasu. Jestem zauroczona tym miejscem i ludźmi. Ale o
tym w następnym razem, bo będzie dużo zdjęć.
Ponieważ od tego
posta zaczynam nadrabianie zaległości, dziś trochę o wykonanych pracach
ogrodowych. Nie są to spektakularne
zmiany ale dla nas znaczący początek, bez którego nie możemy ruszyć dalej.
Rozpoczęliśmy od osłaniania ogrodzenia drewnianymi panelami.
Pierwsze 10 metrów już jest. Pozostało jeszcze
60 mb ogrodzenia – cóż: metoda małych
kroczków.
Powstały niewielkie skarpy po obu stronach tarasu, które
obsadziłam głównie roślinkami podarowanymi przez Joasię z MarAsiowej Ostoi. Sadzonki dopiero się ukorzeniają
więc dodałam jeszcze róże i lawendę oraz aksamitki. W przyszłym roku uporządkuje
rabaty kolorystycznie. Skarpy zostały obramowane balami drewnianymi, specjalnie
nie impregnowanymi bo ładnie się zestarzały. Bale pochodzą z pozostałości po
budowie domu, były przeznaczone na więźbę dachową. Taki mały recycling :)
Przed nami jeszcze wykończenie tarasu i schodów oraz
postawienie drewnianej pergoli. Ale to już zadania na przyszły sezon - znów
kłania się metoda małych kroczków :)
Zrobiłam kolejne metry żwirowego obramowania rabat wokół domu. W tych miejscach jest dużo cienia i trawa słabo rośnie a ja kocham żwirowe placyki.
Zrobiłam kolejne metry żwirowego obramowania rabat wokół domu. W tych miejscach jest dużo cienia i trawa słabo rośnie a ja kocham żwirowe placyki.
Po wiosennym zalaniu warzywnika i pozostałych części działki
musieliśmy po raz kolejny podnieść poziom terenu i wyrównać go w miejscach gdzie
gromadziła się woda. Wiąże się to niestety z zakładaniem od nowa trawnika w tych
miejscach i na razie smutno wygląda. Trawę wysiejemy jesienią.
Warzywnik oprócz podniesienia poziomu o ponad 10 cm otrzymał
skrzynki na podniesione grządki. na zdjęciach nadal wersja w trakcie prac. Warzywnik otrzyma jeszcze poprawiony płotek, odnowione żwirowe ścieżki i dekorację ze starych drzwi -ale o tym projekcie będzie osobny post. Mamy nadzieję, że od przyszłej wiosny będziemy
mieli trochę własnych warzyw.
Teraz w warzywniku panoszy się dynia!
Większość ciężkich prac wykonał mój M, wiele z nich robił pierwszy raz a wszystko wyszło wspaniale więc jestem dumna.
Jak, widać wiele prac w różnych miejscach ogrodu jest wykonywanych równocześnie, ja coś zacznę ale żeby ruszyć dalej potrzebna jest męska siła więc czekam na męża a potem odwrotnie: on skończy murowanie, wiercenie, wożenie ziemi to wkraczam ja i "dopieszczam" Większość prac ma na celu uniknięcie katastrofy zalania ogrodu po ulewnych deszczach i roztopach wiosennych. Będziemy też odprowadzać wodę opadową do beczek: praktycznie i ekologicznie zarazem. Na razie mamy 2 beczki, które będą zamaskowane: jedna pnączem,druga obudową z piaskowca. Beczka na zdjęciu (jeszcze przed podłączeniem) jest prezentem. Tak, tak... czasami ktoś pyta nas jaki prezent chcemy dostać z jakiejś nadarzającej się okazji... to my wyskakujemy z np. beczką na deszczówkę, kratką na pnącze, pękiem kantówek a ostatnio wpadłam na pomysł tony żwiru ozdobnego. Totalne wariactwo!!! Ale takie praktyczne prezenty bardzo nas radują, bardziej niż kolejna dekoracja do domu lub inny osobisty przedmiot. Jet tylko jedna trudność, Obdarowujący ma problem z zapakowaniem prezentu, hi,hi..
Beczki mają ponad 200 l pojemności i nie są najpiękniejszą ozdobą, dlatego na dwie od frontu domu musimy przeznaczyć większe środki finansowe, bo wymyśliłam sobie je w kształcie dużych amfor.
Jak widać na zdjęciach, zmiany nie przydają ogrodowi urody, bo to techniczny początek, wstęp do upiększania a ja najbardziej lubię ten moment: sadzenie roślin i ostateczny szlif, jakiś gliniany garnek, kolejna balia z kwiatami. Naprzywoziłam tego z urlopu, bo poszalałam w klamociarniach i na targu. Będę miała o czym Wam pisać.
A tak wygląda teraz
A do tego nie wydałam na nią ani grosza, bo wszystkie sadzonki uzyskałam z własnego ogródka. Dzieliłam, przesadzałam, podlewałam a roślinki się odwdzięczyły.
A do tego nie wydałam na nią ani grosza, bo wszystkie sadzonki uzyskałam z własnego ogródka. Dzieliłam, przesadzałam, podlewałam a roślinki się odwdzięczyły.
Pozdrawiam Was serdecznie i żegnam kwitnącymi letnimi kwiatami z mojego
ogródka. Ale w czasie naszego urlopu zrobił sięe gąszcz! Trawa oszalała, chwasty niestety też. Więc do roboty!